Intrygująco podana opowieść na etykiecie butelki o zaginięciu Patricka i jego wiernego psa pewnej sztormowej nocy, zachęca do skosztowania tego popularnego od kilku lat wina. Mogłoby się wydawać , że Australia nie ma bogatego doświadczenia w uprawie winorośli i produkcji win. Okazuje się jednak, że od prawie 200 lat, kraina kangurów zajmuje się wytwarzaniem win bardzo cenionych i wysoko klasyfikowanych przez ekspertów enologii. Powstały tutaj prawdziwe potęgi winiarskie, zaopatrujące prawie cały świat, spragnionych nowych doznań smakoszy, takie jak Penfolds, Seppelt czy Lindeman's.
Australia może poszczycić się aż trzydziestoma regionami winiarskimi, głównie rozmieszczonymi w południowej strefie kontynentu. Szczep Shiraz , przewieziono tutaj z Francji, jeszcze nie skażony plagą filoksery. Czy można zatem spodziewać się lepszej, szlachetniejszej budowy australijskich shirazów od tych francuskich ? Odpowiedź nasuwa się sama... Wracam już do Patricka Riddle. Ach, gdybyż to jeszcze ładnie skonstruowana historia z etykiety, szła w parze z zawartością butelki. Z wielką uwagą przyjrzałem się barwie trunku. Nie spodziewajcie się jednak opisów takich, jakie miały miejsce w przypadku win włoskich. Barwę mógłbym subtelnie określić jako, nie do końca naturalną...
Zbyt tutaj jaskrawo, syntetycznie bez cienia naturalności. A bukiet , jaki ? Zapytacie. Długo musiałem kołować kieliszkiem, aby go wydobyć. Poczułem zapach, ale jakby ukryty za zasłoną, ubrany w woal.
Z nad kieliszka unosiła się tylko mgiełka aromatu, przywodząca na myśl wiśnie, jagody, a może maliny. Ale jakby z wczoraj. Ślad zaledwie, wspomnienie zapachu, bardziej niż jego rzeczywista obecność. Smak... No cóż tutaj także nie jest lepiej. Słabo wyczuwalny posmak wiśni z odrobiną cynamonu, do tego jeszcze, przyprawione nachalnie wyczuwalnym alkoholem. Ciało gładkie o niskiej taniczności, ale z pewnosćią nie jedwabiste. Ooo, tutaj Creek musi pokornie schylić czoła przed wielkością win Italii.
Krzywdzącym byłoby jednak stwierdzenie, że jest to złe wino. Krótko ujmując jego cechy, można powiedzieć, że jest zaledwie poprawne i pozbawione charakteru. Z ulgą odstawiam butelkę Creeka i niecierpliwie czekam na powrót win włoskich. Tak często niełatwych do opisania, pełnych doznań, namiętności i wspaniałych historii, jakie się w nich kryją. Marzyłem nie tak dawno jeszcze o Barolo. Jak piękne byłoby smakowanie tego wina... Poznawanie jego duszy. I opowieści... Dzisiaj już nie mogę marzyć. Mogę jedynie ze smutkiem pochylić głowę i pomilczeć. Bardzo długo...
Australia może poszczycić się aż trzydziestoma regionami winiarskimi, głównie rozmieszczonymi w południowej strefie kontynentu. Szczep Shiraz , przewieziono tutaj z Francji, jeszcze nie skażony plagą filoksery. Czy można zatem spodziewać się lepszej, szlachetniejszej budowy australijskich shirazów od tych francuskich ? Odpowiedź nasuwa się sama... Wracam już do Patricka Riddle. Ach, gdybyż to jeszcze ładnie skonstruowana historia z etykiety, szła w parze z zawartością butelki. Z wielką uwagą przyjrzałem się barwie trunku. Nie spodziewajcie się jednak opisów takich, jakie miały miejsce w przypadku win włoskich. Barwę mógłbym subtelnie określić jako, nie do końca naturalną...
Zbyt tutaj jaskrawo, syntetycznie bez cienia naturalności. A bukiet , jaki ? Zapytacie. Długo musiałem kołować kieliszkiem, aby go wydobyć. Poczułem zapach, ale jakby ukryty za zasłoną, ubrany w woal.
Z nad kieliszka unosiła się tylko mgiełka aromatu, przywodząca na myśl wiśnie, jagody, a może maliny. Ale jakby z wczoraj. Ślad zaledwie, wspomnienie zapachu, bardziej niż jego rzeczywista obecność. Smak... No cóż tutaj także nie jest lepiej. Słabo wyczuwalny posmak wiśni z odrobiną cynamonu, do tego jeszcze, przyprawione nachalnie wyczuwalnym alkoholem. Ciało gładkie o niskiej taniczności, ale z pewnosćią nie jedwabiste. Ooo, tutaj Creek musi pokornie schylić czoła przed wielkością win Italii.
Krzywdzącym byłoby jednak stwierdzenie, że jest to złe wino. Krótko ujmując jego cechy, można powiedzieć, że jest zaledwie poprawne i pozbawione charakteru. Z ulgą odstawiam butelkę Creeka i niecierpliwie czekam na powrót win włoskich. Tak często niełatwych do opisania, pełnych doznań, namiętności i wspaniałych historii, jakie się w nich kryją. Marzyłem nie tak dawno jeszcze o Barolo. Jak piękne byłoby smakowanie tego wina... Poznawanie jego duszy. I opowieści... Dzisiaj już nie mogę marzyć. Mogę jedynie ze smutkiem pochylić głowę i pomilczeć. Bardzo długo...
Komentarze
Prześlij komentarz