Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2013

Werter nad Wartą.

Warta Okolice Strońska. Starorzecza Warty i Widawki. Widoki, pejzaże wcześniej nieodkryte. Umykały. Jakoś zawsze w ciszy, czekały na poboczu popularnych szlaków. Tliły się nieśpiesznie w myślach, że może jednak warto byłoby zobaczyć. Powdychać trochę tego wilgotnego nadwarciańskiego powietrza. Zachłysnąć się leniwym jesiennym wieczorem. No i stało się. Przemierzałem łąki, pola zalewowe, pastwiska, oczka torfowisk, wały przeciwpowodziowe. Zaglądałem do porośniętych mchem bunkrów, wsłuchując się w chwałę bohaterów września . Szedłem z Werterem w duszy i głowie. Wędrowałem dzikimi ścieżkami jako Werter. Starorzecza   Wejście na wał przeciwpowodziowy. Ciągnie się kilometrami. Musiałem zawrócić...   Widok z wału na wieżę romańskiego kościoła w  Strońsku   Pastwiska na terenach zalewowych Warty   Znów Warta. Leniwa...   Tą drogą można dotrzeć do...   ...doskonale zamaskowanych polskich bunkrów z września 1939 r.

Barwy Jesieni

Gdzie zobaczyć Ją można najpełniej, jeśli nie w ogrodzie ? Pojechałem. Dzień pochmurny. Edgar w barwnej koszuli przywitał mnie na werandzie. Przyjechał też Mały. Stwierdził, że będzie padać. Prawie nie wspominamy, rozmowa oficjalna. Rozglądam się po tych barwach wokół. Winobluszcz nabrał jakiejś winiarskiej dojrzałości. Na tym tle słonecznik - mocna żółć. Chyba ostatni w tym roku. Krzewy winorośli. Jeszcze tydzień i satynowe grona wylądują w balonie. Ale bez cukru chyba się nie obejdzie. Potem obserwujemy kota. Biały, dobrze wypasiony, przychodzi od dawna. Pojawiły się nornice. Deszcz, idziemy pod parasolem jak bracia. Mały idzie przed nami bez parasola. A co tam taki deszczyk zrobi ? A. zapytała mnie kiedyś, dlaczego taki fajny facet nie ma samochodu. Nie jestem fajny. Chyba nie chcę być. Wsiadam w 69-kę i jadę domu. Pada.

Olsztyn k. Częstochowy. Polska na bocznych drogach

Kolejna podróż sentymentalna. Można by rzec werterowska. Pośród romantycznych wapiennych ruin zamków z okresu króla Kazimierza. Zapach traw, huk wiatru w skroniach, biała dama najzupełniej realna. Ja z fragmentami Woltera w głowie z analiz prof. Nasalskiej. Nadal w pamięci. Wędruję, niestety nie w epoce Wertera, nie w jego stroju.  Zapomniane już teraz, dzisiaj - Sturm und Drang. Napór i Burza. Po drodze napotykam tutejsze zjawy, upiory, polskie strachulce - zamkowych pomurników, jarmarcznych gębaczy, strzygonie, utopców, wąpierzy, leśne jędze czy przyczajonych przy szlakach, tuż po zachodzie słońca wilkołków i nocnice... Cudowne fantasmagorie tej krainy ostanców. Nie byliście ? Żałujcie.  

Dom Róż

Zdarzyło się  w środę wieczorem. Nie do końca wierzyłem w to, że się uda. Udało się, dzięki nim - Różom. Wiele pomysłów na te zdjęcia pochodziło od J. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Tak wcześniej nie fotografowałem. Za wszelką cenę próbowałem uchwycić emocje płynące z tej relacji. Myślę, że to się udało. Jest więc codzienność, taka domowa, ale jest też romantyzm w tej codzienności. Ilekroć nie patrzyłbym na te fotografie, za każdym razem dostrzegam wielkie pragnienie romantyzmu. Agnieszka zapytała mnie , skąd pomysł na francuski tytuł sesji. Nie napisała tego wprost, ale miała rację, to było zbyt pretensjonalne. Stąd też zmieniłem tytuł posta na Dom Róż. I niech już tak pozostanie.

Roses

  Róże. Najszlachetniejsze odmiany to te, o zniewalającym zapachu i nietypowym kolorze kwiatów. Płatki kwiatów róży są przyjemnie delikatne i satynowe w dotyku. Łodygi wydłużone i smukłe, nasycone zielenią, zaopatrzone w kolce. Kolce róż jako naturalna ochrona krzewu, mogą dotkliwie zranić pozbawionego szacunku intruza. Miałem nie mało szczęścia, że udało mi się Je sfotografować. Pozwoliły mi zajrzeć przez krótką chwilę do swojego małego świata. Świata na co dzień trochę osobnego ale przecież nie zamkniętego na innych. Świat to piękny, pełen wrażliwości, delikatny, gładki. Pokazujący też kolce wtedy, kiedy trzeba. Pozwoliły mi na bardzo wiele, także na to abym nazwał Je Różami, ale nigdy nie odważyłbym się powiedzieć o nich Różyczki ! Dziękuję za wyrażenie zgody na publikację zdjęć w blogu i fantastycznie spędzony czas w plenerze !

A w Krakowie...

Znajomy wyznawca Krakowa i wszystkiego co krakowskie powiedział mi kiedyś, że Kraków ma swój indywidualny zapach. Po latach sens tego stwierdzenia stał się dla mnie bardziej czytelny. Kraków jako miejsce mistyczne, niewyobrażalnie barwne, czasem pomnikowe , czasem jarmarczne. Przeszedłem stare miasto, z pragnieniem przybysza z zewnątrz na uchwycenie ducha Krakowa. To bardzo subiektywne widzenie, trochę ciekawskie, wtykające nos w wąskie uliczki w obrębie Plant. Podobnie jak chińskiej wycieczce na ostatnim zdjęciu, mało mi jeszcze tego Krakowa.