
Obraz Krakowa przechowuję od zawsze
jako pewien rodzaj metafizycznego doświadczenia. Im częściej
jednak Kraków się odwiedza, tym więcej dostrzega się tam
muzealnej patyny. Nie sposób pozbyć się wrażenia erozji i
zmurszałości wszystkiego dokoła. I gdyby tylko o patynę chodziło.
Drażni mnie jakieś przelukrowanie historycznej części tego
pięknego przecież miasta. Rynek i okolice, zdają się nie do zniesienia, od widoku całej parady, mniej lub bardziej cudacznych mimów,
ich gatunkowej niespójności, pstrokacizny. Trudno jest się też pozbyć
natrętnych, hałaśliwych typów nagabujących turystów na rozmaite
atrakcje, w tym nocne. Przyjeżdżam tutaj od lat, i prawie
wyłącznie te peregrynacje dotyczyły miejsc doświadczonych
historią. Trzeba było jednak zerwać ten zatęchły całun i zobaczyć odmłodzoną twarz tego miasta. Okazją do tego wydało
mi się otwarcie, we wrześniu ubiegłego roku nowej Cricoteki przy
ul. Nadwiślańskiej 2, a stamtąd już przecież tylko kilka kroków
do MOCAKU. Oba te miejsca, wspaniale kontrastujące ze starym miastem, są wybitne nie tylko pod względem esencji artystycznej, ale
zachwycają też oryginalnymi bryłami architektonicznymi.
 |
Cricoteka. Połączenie piękna Cortenu i magii lustra |
 |
Cricoteka jest wbrew własnym ekspozycjom, miejscem pełnym życia |
Zauroczony byłem samym już wyglądem
nowej Cricoteki. Cricoteka z założenia ma być Ośrodkiem Dokumentacji Sztuki Tadeusza Kantora. Powstała według projektu dwóch krakowskich pracowni architektonicznych, Wizja i nsMoonstudio. Ściany gmachu wykonano ze stali cortenowskiej.
Corten z czasem pokrywa się charakterystycznym rudawym tlenkiem, co
przypomina korozję. Jest jednak odporny, na nie długotrwałe działanie wody. Struktura stalowych paneli ścian ma nawiązywać do twórczości
Tadeusza Kantora, jego rysunków, instalacji w tym teatralnych, jego
zmagań z materią i jej deformacją. Cricoteka jakby otula sobą i swoim miękkim
lustrzanym podbrzuszem budynek XIX wiecznej elektrowni. Odbicia w
lustrzanym stropie tworzą dodatkową, niematerialną przestrzeń, w
której miałoby się ochotę pozostać na dłużej. Plac pod Cricoteką ma w przyszłości posłużyć do działań performatywnych.
 |
Umarła klasa |
 |
Rowerek |
 |
Zlew (nadal działający) ze spektaklu " Niech sczezną artyści" |
 |
Kąpiąca się z "Kurki wodnej" |
Od zawsze
próbowałem, i to jest chyba właściwe słowo tutaj, próbowałem
poznać niezwykłe teatrum Kantora. Wszystkie jego ambalaże dojmującej
rzeczywistości. Rzeczywistości przedmiotów niższej rangi, jak nazywał to sam Kantor, choćby krzesła. Interesowały mnie zatrważające inscenizacje jego przedstawień. Ba
! Same przedstawienia. Można trochę pouczestniczyć w świecie
Kantora oglądając stałą ekspozycję z elementami inscenizacji
sztuk. Jest tutaj cała, wykonana z papier mache upiorna „Umarła
klasa”. Kto z nas, przejdzie obojętnie obok tych ławek ? Nie sposób też, nie zatrzymać się przy "Kąpiącej się" ze spektaklu- "Kurka wodna".
 |
Dzieci w wózku na śmieci. "Teatr informel" |
Teatr Kantora, teatr otwarty,
happeningi, informel, cricotage, a w późniejszym okresie teatr nazwany
teatrem śmierci to zjawiska i nurty fascynujące odbiorców i
jednocześnie porażające swoim hermetyzmem i osobnością.
 |
Wnętrze MOCAKU |
MOCAK stanowi, pomimo teraźniejszej funkcji pełnienia muzeum sztuki współczesnej, pewną przeciwwagę dla Cricoteki. Budynek, a raczej zespół budynków umieszczonych na różnych wysokościach, co wyraźnie widać dopiero wewnątrz, został zaprojektowany przez włoskiego architekta Claudio Nardiego. Muzeum miało scalić się postprzemysłową bryłą z pozostałościami fabryki i muzeum Oskara Shindlera, do której teraz bezpośrednio przylega. Wydaje mi się, że te zamierzenia udało się tutaj zrealizować. Chociaż przyznam, że najbardziej przyciągnął moją uwagę surowy fronton z płyt betonowych i napisem MOCAK. Wewnątrz, natychmiast po wejściu narzuca się przestrzeń hal ekspozycyjnych. Ilość światła jaka dociera do wnętrza, nawet pomimo mało słonecznego dnia, poprawia nastrój i wzmacnia percepcję zgromadzonych dzieł sztuki z ostatniego dwudziestolecia.
 |
Jedna z prac malowanych markerami Edwarda Dwurnika. Nikifory |
 |
Ekspozycja prac Nikifora |
 |
Fragment tryptku Katarzyny Górnej |
 |
Hiperrealizm Małgorzaty Blamowskiej |
Szczególnie
podobał mi się wielkoformatowy tryptyk fotografii Katarzyny Górnej
o wdzięcznym tytule , Fuck me, Fuck you, Peace. Dzieło nie
wymaga dodatkowego objaśnienia. To bardzo czytelny manifest
artystki. Odmiennych doznań dostarcza oglądanie "Nikiforów" Edwarda Dwurnika. Widać tutaj prawdziwą eksplozję markerowych, intensywnych barw zawartą w komiksowych, szalenie humorystycznych opowiastkach inspirowanych twórczością Nikifora Krynickiego.
Taki odkurzony, współczesny Kraków bardzo mi się spodobał. Dlaczego jednak w tytule wpisu użyłem określenia, modernistyczny ? Obydwa doskonałe projekty, nowa Cricoteka i MOCAK skojarzyły mi się ze śmiałymi bryłami willi modernistycznych Krakowa, czy też Domu Plastyków przy ulicy Łobzowskiej, wybitnego architekta okresu międzywojennego Adolfa Szyszko Bohusza.
Komentarze
Prześlij komentarz