Przejdź do głównej zawartości

Bardzo subiektywnie, o Fotofestiwalu 2016 w Łodzi.

Czarno - białe zdjęcia Davida Fahti, tegorocznego laureata Grand Prix Fotofestiwalu wywołały we mnie niespodziewaną nostalgię do czasu przeszłego, epoki wiary w potęgę nauki. A przy tym w potęgę sztuki jaką nadal jest fotografia w ogóle.
Zdjęcia dotyczące eksperymentów z dziedziny fizyki kwantowej przyciągają swoją dokumentalną surowością , ale i staranną dobrze wykonaną pracą kompozycyjną. Proste kadry, obiekty i laboratoria CERNU, skupienie badaczy, prostopadłościenne bryły budynków i betonowych konstrukcji nierozpoznawalnego przeznaczenia. Widać było w tych obrazach fascynację Fahtiego naukami ścisłymi i staranne, wręcz akademickie przywiązanie do zasad kompozycji. Wydaje mi się, że fotograf nie musiał nawet przywoływać w tytule prac nazwiska wybitnego fizyka Wolfganga Ernsta Pauliego, aby nadać jakąś rangę temu cyklowi prac. Kadry i narracja obrazów, bronią się same.
Zgrabne uwikłanie fikcji w rzeczywiste fotorelacje z 30 letnich doświadczeń fizyków ze szwajcarskiego CERN-u, udało się Fahtiemu wyśmienicie, stąd też nagroda główna dla francuskiego fotografa ma tutaj pełne uzasadnienie.Jednak tematyka tych zdjęć odległa jest od hasła przewodniego Fotofestiwalu- czyli podróży. Hit the road...




Fascynujący wydał mi się nowy anturaż Artinkubatora przy Tymienieckiego 3. Postfabryczne ceglane wnętrza to idealne środowisko do wystawiania sztuki. To także emblematyczne miejsce tego miasta. Nowe, bo odnowione  miejsce i nowa ikona industrialnej Łodzi. Pozwoliłem sobie na subiektywny spacer po Fotofestiwalu, posuwając się powolnym krokiem wstecz.



















Ucichły już komentarze po wydarzeniu, Zachwyty, niesmaki. Można napisać teraz, coś zupełnie od siebie. Zostało w pamięci tylko to, co miało zostać.
Choćby Trylogia Lewantyńska Rity Leistner. Liban, Izrael i Palestyna fotografowane w latach 2006 - 16. Panoramy miast Bliskiego Wschodu, często ludzi na tle  własnych, zbombardowanych domów. Zasieki, cementowe mury z prefabrykatów, izraelskie checkpointy wyglądające niczym drugowojenne bunkry. Lewant ukazany i widziany przez Leistner to pełne dramatyzmu rozległe panoramy sklejone jakby trochę przypadkowo, ale wiele z tych wschodnich urbanistycznych pejzaży przywodzi na myśl weduty ze starych rycin. Jest w tym wszystkim jakieś napięcie, cierpienie i ból, o teatralnym rozmachu ukazane w mistrzowski sposób, tak jak przedstawiał to Goya w "Okropnościach wojny".






Pochodzący z Holandii Friso Spoelestra odkrywa przed obserwatorem , będące często w ukryciu ceremonie i obrzędy ludowe Europy. To najbardziej metafizyczne zdjęcia z jakimi zetknąłem się w ostatnim czasie. Nie ma w nich wyrafinowanej kompozycji, konceptualnych zabiegów czy technicznych sztuczek postprodukcji. Obserwowałem jednak uderzającą prostotę tych zdjęć, o dokumentalnym, wyrazistym charakterze. I wydawało się, że miały chyba w zamyśle samego autora nieść tak obiektywny przekaz na temat kultywowanych nadal wierzeń, na jaki tylko fotograf może sobie pozwolić. Jest tu jakaś pierwotna siła, z domieszką kusząco atrakcyjnych obrazów, ilustrujących odprawianie pradawnych kultów.




O Madchenland niemieckiej fotografki Karolin Kluppel, myślałem zupełnie w kategoriach utopijnego społeczeństwa, które nie ma prawa istnieć i przetrwać. Zwłaszcza w Indiach. W stanie  Meghalaya lud Khasi   reprezentowany jest przez kobiety. Kobiety pełnią tutaj role przywódcze dla całej, liczącej ponad milion społeczności. Kobiety są kimś, o najwyższej randze w rodzinie. Zupełnie niezależne, mentalnie i ekonomicznie. Społeczność martylinearna i matriarchalna. Utopijna ? Na szczęście nie. Królestwo kobiet. Królestwo dziewczynek. Byłem oczarowany tym światem, który wydaje się być bardziej odległy i niedostępny od samych Indii.






Komentarze

  1. Znowu mnie coś ominęło, mogę tylko Panu pozazdrościć ;)
    Wysłałam do Pana maila. Pozdrawiam serdecznie.
    B.J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiam Pani Bogusiu. Tak, proszę żałować, że pani nie było w Artinkubatorze...

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem teraz najbardziej ważna w motoryzacji jest ekonomiczność danego pojazdu. Producenci prześcigają się w nowinkach technologicznych często zapominająć o redukcji spalania auta, a potem celowo fałszują wyniki spalania. Przykładem dość głośnym był w ostatnich latach Volkswagen. Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wiersz dla Renaty

Dzisiaj po raz ostatni pożegnaliśmy Renatę. Mąż z Amelką, najbliższa Rodzina, Przyjaciele, Znajomi... Po dłuższym namyśle, ośmieliłem się umieścić w blogu, mój pożegnalny wiersz dla Niej. Nawet jeśli okaże się, że nie jest to dobry wiersz, a tylko ulepione w smutku proste słowa... Renato. Byłaś mi wielkim światłem, za którym podążałem ślepy. Ufając Tobie, że zmierzamy ku słońcu. Byłaś mi szczęściem, co nie zna granic. Przyjaźnią, której końca nie ma. Dotykiem ciepła, które tulę w sobie. Śpiewem flamenco, pod błękitnym niebem. Kielichem wina , odkrywanym powoli. Zapachem łąk wdychanym wieczorem. Muzą, natchnieniem nad białą kartą. Drgającą barwą w obrazie Van Gogha. Szeptem, który serce pieści. Wolnością, która nie boi się śmierci. Dzisiaj czuję chłód. Twoje światło zgasło. Teraz, gdy zmrok zapadł tak nagle. Rozpraszam noc, moim własnym światłem. Ujmuję Twą dłoń i ostrożnie prowadzę. Ku słońcu... Bardzo proszę osoby odwiedzające małe formaty, o

Wiedeń - nieoczywisty.

 O Wiedniu już zwyczajowo mówi się, jako o mieście z magicznym klimatem. A wiele głosów twierdzi, że panuje w nim nadal- historyczna aura CK monarchii. Postanowiłem to sprawdzić i dzisiaj zapraszam na wstęp do kilkudniowej wrześniowej wędrówki po gargantuicznej stolicy Austrii.   Głównym celem wyprawy była ( co było oczywiste wyłącznie dla mnie) - Albertina z gigantyczną kolekcją grafik. Owszem, wyeksponowane są tutaj słynne dłonie Dürera i zając. Odrobina Rembrandtów, kilka zachwycających szczegółowością grafik Pietera Bruegela Starszego,  ale jak na szumne opisy zbiorów, na stronie Albertiny - opuściliśmy jej progi z dużym niedosytem.  Dość nieoczekiwanie jednak pojawiła się możliwość odwiedzenia wiedeńskiego Arsenału. Miejsca dość niezwykłego i  nieoczywistego, jak przystało  na popularne cele na mapce turystycznych peregrynacji po Wiedniu. Ale, o tym napiszę już więcej w kolejnym wpisie.  Albertina                                                         Kunsthistorishes Museum    

Portret ze Światłem. Wspomnienie o Renacie Glubowskiej

Renata  29.06.2011 Wyobrażałem sobie ten lipiec. Pielęgnowałem w głowie myśl o nim. Jaki będzie ? Okrągły rok oczekiwania. Niecierpliwie przyglądałem się z  balkonu wielkopłytowego bloku - drzewom, trawie, kwiatom a  niekiedy ptakom.Wszystko wokół, nagle ożyło i głośno domagało się swoich praw. Psy w trawie i na chodnikach, koty ukryte pod samochodami, ptaki w powietrzu, kolory i zapachy lipca. Na ścieżce prowadzącej do parku, znów pojawiły się rowery i pojawili się też ludzie. Właśnie w tej kolejności. Ta kolejność była dla Renaty, jakoś ogromnie ważna. - A co zobaczyłeś najpierw ? Rower czy mnie ? Obserwuję te rowery jakbym chciał zobaczyć ten jeden. Ten pomalowany Jej ręką, stary miejski holender. Naturalnie wiem, jak daremne są to usiłowania. Zobaczyć ten rower i poznać osobę tak cudownie opierającą się rzeczywistości, hałaśliwemu tu i teraz, osobę wręcz eteryczną - to prawdziwy dar. Na całe życie. Paradoksalnie wiedziałem o tym od pierwszych chwil, kiedy pojawiłem się z