Czarno - białe zdjęcia Davida Fahti, tegorocznego laureata Grand Prix Fotofestiwalu wywołały we mnie niespodziewaną nostalgię do czasu przeszłego, epoki wiary w potęgę nauki. A przy tym w potęgę sztuki jaką nadal jest fotografia w ogóle.
Zdjęcia dotyczące eksperymentów z dziedziny fizyki kwantowej przyciągają swoją dokumentalną surowością , ale i staranną dobrze wykonaną pracą kompozycyjną. Proste kadry, obiekty i laboratoria CERNU, skupienie badaczy, prostopadłościenne bryły budynków i betonowych konstrukcji nierozpoznawalnego przeznaczenia. Widać było w tych obrazach fascynację Fahtiego naukami ścisłymi i staranne, wręcz akademickie przywiązanie do zasad kompozycji. Wydaje mi się, że fotograf nie musiał nawet przywoływać w tytule prac nazwiska wybitnego fizyka Wolfganga Ernsta Pauliego, aby nadać jakąś rangę temu cyklowi prac. Kadry i narracja obrazów, bronią się same.
Zgrabne uwikłanie fikcji w rzeczywiste fotorelacje z 30 letnich doświadczeń fizyków ze szwajcarskiego CERN-u, udało się Fahtiemu wyśmienicie, stąd też nagroda główna dla francuskiego fotografa ma tutaj pełne uzasadnienie.Jednak tematyka tych zdjęć odległa jest od hasła przewodniego Fotofestiwalu- czyli podróży. Hit the road...
Fascynujący wydał mi się nowy anturaż Artinkubatora przy Tymienieckiego 3. Postfabryczne ceglane wnętrza to idealne środowisko do wystawiania sztuki. To także emblematyczne miejsce tego miasta. Nowe, bo odnowione miejsce i nowa ikona industrialnej Łodzi. Pozwoliłem sobie na subiektywny spacer po Fotofestiwalu, posuwając się powolnym krokiem wstecz.
Ucichły już komentarze po wydarzeniu, Zachwyty, niesmaki. Można napisać teraz, coś zupełnie od siebie. Zostało w pamięci tylko to, co miało zostać.
Choćby Trylogia Lewantyńska Rity Leistner. Liban, Izrael i Palestyna fotografowane w latach 2006 - 16. Panoramy miast Bliskiego Wschodu, często ludzi na tle własnych, zbombardowanych domów. Zasieki, cementowe mury z prefabrykatów, izraelskie checkpointy wyglądające niczym drugowojenne bunkry. Lewant ukazany i widziany przez Leistner to pełne dramatyzmu rozległe panoramy sklejone jakby trochę przypadkowo, ale wiele z tych wschodnich urbanistycznych pejzaży przywodzi na myśl weduty ze starych rycin. Jest w tym wszystkim jakieś napięcie, cierpienie i ból, o teatralnym rozmachu ukazane w mistrzowski sposób, tak jak przedstawiał to Goya w "Okropnościach wojny".
Pochodzący z Holandii Friso Spoelestra odkrywa przed obserwatorem , będące często w ukryciu ceremonie i obrzędy ludowe Europy. To najbardziej metafizyczne zdjęcia z jakimi zetknąłem się w ostatnim czasie. Nie ma w nich wyrafinowanej kompozycji, konceptualnych zabiegów czy technicznych sztuczek postprodukcji. Obserwowałem jednak uderzającą prostotę tych zdjęć, o dokumentalnym, wyrazistym charakterze. I wydawało się, że miały chyba w zamyśle samego autora nieść tak obiektywny przekaz na temat kultywowanych nadal wierzeń, na jaki tylko fotograf może sobie pozwolić. Jest tu jakaś pierwotna siła, z domieszką kusząco atrakcyjnych obrazów, ilustrujących odprawianie pradawnych kultów.
O Madchenland niemieckiej fotografki Karolin Kluppel, myślałem zupełnie w kategoriach utopijnego społeczeństwa, które nie ma prawa istnieć i przetrwać. Zwłaszcza w Indiach. W stanie Meghalaya lud Khasi reprezentowany jest przez kobiety. Kobiety pełnią tutaj role przywódcze dla całej, liczącej ponad milion społeczności. Kobiety są kimś, o najwyższej randze w rodzinie. Zupełnie niezależne, mentalnie i ekonomicznie. Społeczność martylinearna i matriarchalna. Utopijna ? Na szczęście nie. Królestwo kobiet. Królestwo dziewczynek. Byłem oczarowany tym światem, który wydaje się być bardziej odległy i niedostępny od samych Indii.
Zdjęcia dotyczące eksperymentów z dziedziny fizyki kwantowej przyciągają swoją dokumentalną surowością , ale i staranną dobrze wykonaną pracą kompozycyjną. Proste kadry, obiekty i laboratoria CERNU, skupienie badaczy, prostopadłościenne bryły budynków i betonowych konstrukcji nierozpoznawalnego przeznaczenia. Widać było w tych obrazach fascynację Fahtiego naukami ścisłymi i staranne, wręcz akademickie przywiązanie do zasad kompozycji. Wydaje mi się, że fotograf nie musiał nawet przywoływać w tytule prac nazwiska wybitnego fizyka Wolfganga Ernsta Pauliego, aby nadać jakąś rangę temu cyklowi prac. Kadry i narracja obrazów, bronią się same.
Zgrabne uwikłanie fikcji w rzeczywiste fotorelacje z 30 letnich doświadczeń fizyków ze szwajcarskiego CERN-u, udało się Fahtiemu wyśmienicie, stąd też nagroda główna dla francuskiego fotografa ma tutaj pełne uzasadnienie.Jednak tematyka tych zdjęć odległa jest od hasła przewodniego Fotofestiwalu- czyli podróży. Hit the road...
Fascynujący wydał mi się nowy anturaż Artinkubatora przy Tymienieckiego 3. Postfabryczne ceglane wnętrza to idealne środowisko do wystawiania sztuki. To także emblematyczne miejsce tego miasta. Nowe, bo odnowione miejsce i nowa ikona industrialnej Łodzi. Pozwoliłem sobie na subiektywny spacer po Fotofestiwalu, posuwając się powolnym krokiem wstecz.
Ucichły już komentarze po wydarzeniu, Zachwyty, niesmaki. Można napisać teraz, coś zupełnie od siebie. Zostało w pamięci tylko to, co miało zostać.
Choćby Trylogia Lewantyńska Rity Leistner. Liban, Izrael i Palestyna fotografowane w latach 2006 - 16. Panoramy miast Bliskiego Wschodu, często ludzi na tle własnych, zbombardowanych domów. Zasieki, cementowe mury z prefabrykatów, izraelskie checkpointy wyglądające niczym drugowojenne bunkry. Lewant ukazany i widziany przez Leistner to pełne dramatyzmu rozległe panoramy sklejone jakby trochę przypadkowo, ale wiele z tych wschodnich urbanistycznych pejzaży przywodzi na myśl weduty ze starych rycin. Jest w tym wszystkim jakieś napięcie, cierpienie i ból, o teatralnym rozmachu ukazane w mistrzowski sposób, tak jak przedstawiał to Goya w "Okropnościach wojny".
Pochodzący z Holandii Friso Spoelestra odkrywa przed obserwatorem , będące często w ukryciu ceremonie i obrzędy ludowe Europy. To najbardziej metafizyczne zdjęcia z jakimi zetknąłem się w ostatnim czasie. Nie ma w nich wyrafinowanej kompozycji, konceptualnych zabiegów czy technicznych sztuczek postprodukcji. Obserwowałem jednak uderzającą prostotę tych zdjęć, o dokumentalnym, wyrazistym charakterze. I wydawało się, że miały chyba w zamyśle samego autora nieść tak obiektywny przekaz na temat kultywowanych nadal wierzeń, na jaki tylko fotograf może sobie pozwolić. Jest tu jakaś pierwotna siła, z domieszką kusząco atrakcyjnych obrazów, ilustrujących odprawianie pradawnych kultów.
O Madchenland niemieckiej fotografki Karolin Kluppel, myślałem zupełnie w kategoriach utopijnego społeczeństwa, które nie ma prawa istnieć i przetrwać. Zwłaszcza w Indiach. W stanie Meghalaya lud Khasi reprezentowany jest przez kobiety. Kobiety pełnią tutaj role przywódcze dla całej, liczącej ponad milion społeczności. Kobiety są kimś, o najwyższej randze w rodzinie. Zupełnie niezależne, mentalnie i ekonomicznie. Społeczność martylinearna i matriarchalna. Utopijna ? Na szczęście nie. Królestwo kobiet. Królestwo dziewczynek. Byłem oczarowany tym światem, który wydaje się być bardziej odległy i niedostępny od samych Indii.
Znowu mnie coś ominęło, mogę tylko Panu pozazdrościć ;)
OdpowiedzUsuńWysłałam do Pana maila. Pozdrawiam serdecznie.
B.J.
Pozdrawiam Pani Bogusiu. Tak, proszę żałować, że pani nie było w Artinkubatorze...
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem teraz najbardziej ważna w motoryzacji jest ekonomiczność danego pojazdu. Producenci prześcigają się w nowinkach technologicznych często zapominająć o redukcji spalania auta, a potem celowo fałszują wyniki spalania. Przykładem dość głośnym był w ostatnich latach Volkswagen. Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuń