Przejdź do głównej zawartości

Łagiewnicka 7. Sklep mebli używanych czy Antykwariat ?

To miejsce na Bałutach, interesowało mnie od dawna. Było w nim coś intrygującego, tajemniczego. Zresztą, tak chyba być powinno. To w tym lokalu, w okresie przedwojennym, mieściła się piekarnia macy. Myślałem o nim tygodniami. Wiedziałem już, że chcę To sfotografować. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo mi na tym zależy. Nie wiedziałem tylko, czy to się w ogóle uda. Nie wiem, na ile brzmiały przekonująco, moje wątłe argumenty dotyczące zainteresowania starymi Bałutami. W każdym razie, po dłuższej chwili namysłu, pani Jolanta, właścicielka sklepu, wyraziła zgodę na zdjęcia. Słowo - sklep, jakoś mi tutaj nie pasowało. Zbyt wiele dostrzegłem cennych, starych przedmiotów, aby nie nazwać sklepu Antykwariatem. Wyczuwałem też, już od wejścia, intymną, eteryczną  aurę, zaskakujące poczucie bezpieczeństwa i ciepła z jakimi nie zetknąłem się od bardzo dawna. Domyśliłem się dlaczego... W ilu sklepach ze "starzyzną"czy antykwariatach, można zobaczyć firanki w wystawowych oknach, mnóstwo kolorowych kwiatów, zajmujących każdą wolną przestrzeń ? W ilu takich sklepach widziałem tyle, co tutaj kobiet ? Otóż w żadnym, z odwiedzanych wcześniej. Pełen szacunku dla pani Jolanty i stałych klientek  Antykwariatu (lubię to słowo), starałem się choć przez chwilę, być niewidzialnym. Z nie małym i wcale nie cichym aparatem,  nie było to zadaniem łatwym. Intymna, bardzo kobieca atmosfera tego miejsca, była bardzo urzekająca. Ale uświadomiła mi też, że zakłócam swoją osobą, codzienny rytuał. Kobiece sprawy i sprawki, których byłem mimowolnym świadkiem . Chciałem się już pożegnać i podziękować za ciepłe przyjęcie. Oczy skierowałem już ku wyjściu i... Zostałem jeszcze chwilę dłużej. Czy mogłem odmówić sobie, przyjemności poznania właścicielki holenderskiego roweru,  z pięknymi, ręcznie wykonanymi zdobieniami na ramie ? Drogie Panie, dziękuję za umożliwienie powstania tego artykuliku, kolejnej cegiełki do opowieści o Bałutach, dzielnicy magicznej.






Renata. Zawsze otaczało Ją Światło

Wyjątkowa aranżacja, na wyjątkowym meblu...

O tym jak i dlaczego, holenderski rower Renaty został tak ozdobiony, już nie opowiem nigdy...

Komentarze

  1. Bardzo dobry pomysł na zdjęcia.Jest coraz mniej tak niezwykłych miejsc,które można zatrzymać w obiektywie,nim na zawsze zaginą w galopującym
    świecie.
    _____

    Di.Em

    OdpowiedzUsuń
  2. Di. Em. Zapraszam wkrótce po więcej. Dobrze że tutaj zaglądasz.;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za tyle ciepłych słów o mojej siostrze.Nie mogę przestać płakać.Moje życie już nie bedzie takie samo,bez niej jest bardzo smutno.Bardzo mi jej brakuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja dziękuję, że Pani odwiedziła to miejsce. Nie potrafię napisać niczego więcej, bo nie potrafię też nadal uwierzyć w to, co się wydarzyło...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wiersz dla Renaty

Dzisiaj po raz ostatni pożegnaliśmy Renatę. Mąż z Amelką, najbliższa Rodzina, Przyjaciele, Znajomi... Po dłuższym namyśle, ośmieliłem się umieścić w blogu, mój pożegnalny wiersz dla Niej. Nawet jeśli okaże się, że nie jest to dobry wiersz, a tylko ulepione w smutku proste słowa... Renato. Byłaś mi wielkim światłem, za którym podążałem ślepy. Ufając Tobie, że zmierzamy ku słońcu. Byłaś mi szczęściem, co nie zna granic. Przyjaźnią, której końca nie ma. Dotykiem ciepła, które tulę w sobie. Śpiewem flamenco, pod błękitnym niebem. Kielichem wina , odkrywanym powoli. Zapachem łąk wdychanym wieczorem. Muzą, natchnieniem nad białą kartą. Drgającą barwą w obrazie Van Gogha. Szeptem, który serce pieści. Wolnością, która nie boi się śmierci. Dzisiaj czuję chłód. Twoje światło zgasło. Teraz, gdy zmrok zapadł tak nagle. Rozpraszam noc, moim własnym światłem. Ujmuję Twą dłoń i ostrożnie prowadzę. Ku słońcu... Bardzo proszę osoby odwiedzające małe formaty, o

Wiedeń - nieoczywisty.

 O Wiedniu już zwyczajowo mówi się, jako o mieście z magicznym klimatem. A wiele głosów twierdzi, że panuje w nim nadal- historyczna aura CK monarchii. Postanowiłem to sprawdzić i dzisiaj zapraszam na wstęp do kilkudniowej wrześniowej wędrówki po gargantuicznej stolicy Austrii.   Głównym celem wyprawy była ( co było oczywiste wyłącznie dla mnie) - Albertina z gigantyczną kolekcją grafik. Owszem, wyeksponowane są tutaj słynne dłonie Dürera i zając. Odrobina Rembrandtów, kilka zachwycających szczegółowością grafik Pietera Bruegela Starszego,  ale jak na szumne opisy zbiorów, na stronie Albertiny - opuściliśmy jej progi z dużym niedosytem.  Dość nieoczekiwanie jednak pojawiła się możliwość odwiedzenia wiedeńskiego Arsenału. Miejsca dość niezwykłego i  nieoczywistego, jak przystało  na popularne cele na mapce turystycznych peregrynacji po Wiedniu. Ale, o tym napiszę już więcej w kolejnym wpisie.  Albertina                                                         Kunsthistorishes Museum    

Portret ze Światłem. Wspomnienie o Renacie Glubowskiej

Renata  29.06.2011 Wyobrażałem sobie ten lipiec. Pielęgnowałem w głowie myśl o nim. Jaki będzie ? Okrągły rok oczekiwania. Niecierpliwie przyglądałem się z  balkonu wielkopłytowego bloku - drzewom, trawie, kwiatom a  niekiedy ptakom.Wszystko wokół, nagle ożyło i głośno domagało się swoich praw. Psy w trawie i na chodnikach, koty ukryte pod samochodami, ptaki w powietrzu, kolory i zapachy lipca. Na ścieżce prowadzącej do parku, znów pojawiły się rowery i pojawili się też ludzie. Właśnie w tej kolejności. Ta kolejność była dla Renaty, jakoś ogromnie ważna. - A co zobaczyłeś najpierw ? Rower czy mnie ? Obserwuję te rowery jakbym chciał zobaczyć ten jeden. Ten pomalowany Jej ręką, stary miejski holender. Naturalnie wiem, jak daremne są to usiłowania. Zobaczyć ten rower i poznać osobę tak cudownie opierającą się rzeczywistości, hałaśliwemu tu i teraz, osobę wręcz eteryczną - to prawdziwy dar. Na całe życie. Paradoksalnie wiedziałem o tym od pierwszych chwil, kiedy pojawiłem się z