Ponownie wróciłem do malowania. Po części tylko, zawdzięczam to samemu sobie... Dla równowagi i skupienia, sięgnąłem po Mastroleo, wino z regionu Apulii. Apulia to sam dół włoskiego buta, właściwie jego wysoki obcas. Kraina obdarzona, wymarzonym terrior dla winorośli. Gleby są tutaj niezwykle żyzne i pozbawione łupków, utrudniających życie hodowcom. Bardzo ciepły klimat, duża ilość słonecznych dni, powodują, że winogrona bogate są w cukier i esencję, włoskiego śródziemnomorskiego smaku.
Apulia nie jest jednak regionem, szczególnie słynącym z wielkich win. Od wieków, wina wytwarzane tutaj, wykorzystywano jako domieszki, do bardziej znanych i cenionych trunków. Czytałem nawet o mieszaniu win apulijskich ze słynnym Barolo. Jest to kolejny po Montepulciano przykład, niestety typowy, włoskiej winnej roszady. Na szczęście, sytuacja powoli się zmienia i świat wina, co jakiś czas odkrywa kolejne dzieła apulijskich winnic pod własnymi nazwami. A jest w czym wybierać, bo Apulię, zajmują dzisiaj setki tys hektarów winnic ! Trudno cokolwiek napisać o właściwym pochodzeniu Mastroleo. Wino z apuliskiego szczepu Negroamaro, adres wytwórcy to San Bonifacio w Weronie, na północy Włoch. Włoskie zagadki... Ale czas powrócić do samego wina. O sposobie wytwarzania, niewiele mogłem się dowiedzieć, poza procesem maceracji winogron. Wino z pewnością, nie jest postarzane w beczce. Jego rubinowy kolor, jest odrobinkę jaśniejszy od Montepulciano , nie wspominając już o Chianti. Barwa czasem złudnie przekazuje, wyobrażenie o smaku. Tym razem jednak, jest tak, jak się spodziewałem. Jest lekko, jednocześnie orzeźwiająco, bardzo gładko, z niską tanicznością. Pijąc trunek miałem wrażenie, oddychania bardzo świeżym powietrzem o zapachu lasu, może bardziej ogrodu. Czytałem opinie o braku równowagi tego wina. Próbowałem tą cechę odnaleźć, ale jako nie ekspert, niczego takiego nie odczułem. Przeciwnie, wino jest pełne harmonii i ciszy. Uwielbiam aromat, czerwonych win włoskich i tutaj się nie zawiodłem.
Pokaźny owocowy bukiet, z nutami śliwek i wiśni, delikatnie wyostrzony zapachem przywodzącym na myśl migdały. Im dłużej napowietrzałem wino, kołując kieliszkiem i wdychając jego zapach, tym trudniej było mi później , się z nim rozstać. Tradycyjnie już nie podejmuję się sugerowania szanownemu czytelnikowi/czce, do jakich potraw Mastroleo będzie dobrym kompanem. Może po prostu potraktujmy je jako napój poprawiający nastrój i skłaniający do twórczej pracy nasz umysł.
Komentarze
Prześlij komentarz