Przejdź do głównej zawartości

Antyki "Moja chata". Moje miejsce magiczne

Pani Kasia










Obiecałem sobie, że powrócę tutaj. Historia lalki, czekającej na odbiór wydała mi się niedokończona , bez puenty. A sam sklep z antykami, zachwycił mnie swoją mistyczną atmosferą. Nieustannie poszukuję obrazów i miejsc transcendentalnych, wykrojonych z przestrzeni i czasu. W małej tylko części realnych. Widziałem tutaj dziesiątki tematów i kadrów, jakie chciałbym zrealizować, ale nie mogłem przecież nadużywać niezwykłej gościnności i serdeczności właścicieli, Pani Kasi i Pana Czarka. Nie chciałem stać się intruzem dla tego miejsca i jego aury, chociaż próby bycia niewidzialnym ze statywem i aparatem, były raczej daremne. Nigdy wcześniej nie widziałem takiej ilości zabytkowych mebli i przedmiotów, skupionych w jednym niedużym ( ale wysokim) pomieszczeniu. Obmacywałem wzrokiem każdy detal, a słowa : prawdziwy, autentyczny czy oryginalny nabrały tutaj, nagle nowego znaczenia. Nie znalazłem sposobu na właściwe ukazanie piękna sufitu. Jego fantastycznie starych plafonów i fryzów, spękań, dziesiątek warstw pożółkłej farby pokrywającej szczegóły gipsowych odlewów niczym glina. Odkryłem też urok podłogi, jej trójwymiarową rzeźbę w lastriko. Wyrytą boleśnie pamięcią po niezliczonej ilości stóp przechodzących tam i z powrotem w tunelach między meblami. Wszystkie epoki w sztuce, stworzonej przez człowieka, trendy, style -  egzystują tuż obok siebie, czasami jedno nad drugim. Niemi i głusi świadkowie przemijania czasu, dawnych i przyszłych właścicieli, a także siebie samych. Czułem się tutaj szczęśliwy, ponownie zawieszony pomiędzy tu i tam, ze złudną świadomością Jej obecności obok, może przed sklepem, a może oglądającą jedną z uroczych lalek, siedzących sobie na półkach. Lalka o której wspominałem, kilka dni temu, została już odebrana i cieszę się, że ta niestety symboliczna i bardzo przygnębiająca historia znalazła swój epilog.
Pani Kasi i Panu Czarkowi, dziękuję za cierpliwość, serdeczność i tolerancję dla mojej osoby. Renacie dziękuję za odkrycie tego metafizycznego miejsca.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiersz dla Renaty

Dzisiaj po raz ostatni pożegnaliśmy Renatę. Mąż z Amelką, najbliższa Rodzina, Przyjaciele, Znajomi... Po dłuższym namyśle, ośmieliłem się umieścić w blogu, mój pożegnalny wiersz dla Niej. Nawet jeśli okaże się, że nie jest to dobry wiersz, a tylko ulepione w smutku proste słowa... Renato. Byłaś mi wielkim światłem, za którym podążałem ślepy. Ufając Tobie, że zmierzamy ku słońcu. Byłaś mi szczęściem, co nie zna granic. Przyjaźnią, której końca nie ma. Dotykiem ciepła, które tulę w sobie. Śpiewem flamenco, pod błękitnym niebem. Kielichem wina , odkrywanym powoli. Zapachem łąk wdychanym wieczorem. Muzą, natchnieniem nad białą kartą. Drgającą barwą w obrazie Van Gogha. Szeptem, który serce pieści. Wolnością, która nie boi się śmierci. Dzisiaj czuję chłód. Twoje światło zgasło. Teraz, gdy zmrok zapadł tak nagle. Rozpraszam noc, moim własnym światłem. Ujmuję Twą dłoń i ostrożnie prowadzę. Ku słońcu... Bardzo proszę osoby odwiedzające małe formaty, o

Wiedeń - nieoczywisty.

 O Wiedniu już zwyczajowo mówi się, jako o mieście z magicznym klimatem. A wiele głosów twierdzi, że panuje w nim nadal- historyczna aura CK monarchii. Postanowiłem to sprawdzić i dzisiaj zapraszam na wstęp do kilkudniowej wrześniowej wędrówki po gargantuicznej stolicy Austrii.   Głównym celem wyprawy była ( co było oczywiste wyłącznie dla mnie) - Albertina z gigantyczną kolekcją grafik. Owszem, wyeksponowane są tutaj słynne dłonie Dürera i zając. Odrobina Rembrandtów, kilka zachwycających szczegółowością grafik Pietera Bruegela Starszego,  ale jak na szumne opisy zbiorów, na stronie Albertiny - opuściliśmy jej progi z dużym niedosytem.  Dość nieoczekiwanie jednak pojawiła się możliwość odwiedzenia wiedeńskiego Arsenału. Miejsca dość niezwykłego i  nieoczywistego, jak przystało  na popularne cele na mapce turystycznych peregrynacji po Wiedniu. Ale, o tym napiszę już więcej w kolejnym wpisie.  Albertina                                                         Kunsthistorishes Museum    

Portret ze Światłem. Wspomnienie o Renacie Glubowskiej

Renata  29.06.2011 Wyobrażałem sobie ten lipiec. Pielęgnowałem w głowie myśl o nim. Jaki będzie ? Okrągły rok oczekiwania. Niecierpliwie przyglądałem się z  balkonu wielkopłytowego bloku - drzewom, trawie, kwiatom a  niekiedy ptakom.Wszystko wokół, nagle ożyło i głośno domagało się swoich praw. Psy w trawie i na chodnikach, koty ukryte pod samochodami, ptaki w powietrzu, kolory i zapachy lipca. Na ścieżce prowadzącej do parku, znów pojawiły się rowery i pojawili się też ludzie. Właśnie w tej kolejności. Ta kolejność była dla Renaty, jakoś ogromnie ważna. - A co zobaczyłeś najpierw ? Rower czy mnie ? Obserwuję te rowery jakbym chciał zobaczyć ten jeden. Ten pomalowany Jej ręką, stary miejski holender. Naturalnie wiem, jak daremne są to usiłowania. Zobaczyć ten rower i poznać osobę tak cudownie opierającą się rzeczywistości, hałaśliwemu tu i teraz, osobę wręcz eteryczną - to prawdziwy dar. Na całe życie. Paradoksalnie wiedziałem o tym od pierwszych chwil, kiedy pojawiłem się z