Przejdź do głównej zawartości

Wino jesienią ...Klubwino.pl

W oczekiwaniu

Soave...



Trwa degustacja...


Robert Komosa i Michał Rutkowski. Pasja i miłość do wina







Kanoniczna postawa sommeliera

 





Zaczęło się w piątek. Pośpieszne wyjście do śródmieścia. Jedziemy do nowej winoteki, czy wine baru, jak chcieliby tytułować to miejsce właściciele.  Miasto postfabryczne, otulone chłodną mgiełką jesiennego wieczoru. Zmysły przyczajone gdzieś z tyłu głowy. Oszczędzam energię na degustację win i doznania. Ustawiam w aparacie czułość na ISO 2000. Jest ciemno... Klubwino. pl, Kosciuszki 32, wchodzimy, serdeczne powitanie, niewymuszona uprzejmość, czuję się dobrze, swobodnie... Patrzę na jasne twarze gospodarzy spotkania, panów Michała Rutkowskiego i Roberta Komosę. Myślę - oto, prawdziwi pasjonaci Wina. Stopniowo, mała salka zapełnia się amatorami boskiego napoju. Wokół stłumione głosy, śmiechy. Niespiesznie tworzy się atmosfera. Próbuję się nastroić, przy kieliszku prosecco. Niepotrzebnie, bąbelki trunku, nie pozwalają mi się skupić. Przez gwar rozmów, przebija się subtelny głos pana Roberta Komosy. Rozpoczynamy degustację pierwszego wina, tego wieczoru - Soave Classico. Białe, włoskie. Słońce Italii.  Czy będzie dobre ? Zastanawiam się... Pada pytanie pana Roberta, w kierunku sali - jakie jest pierwsze wrażenie ? W odpowiedzi słychać - winogrona ... Nieśmiało mówię, o orzeźwieniu. Chyba dobrze, to ująłem. Podziwiam klasyczną postawę pana Roberta, podczas degustacji. Ach , sommelierem być i dobre wina pić... Rzeczywiście, jest w tym winie coś rześkiego. Haust chłodnego powietrza, aromat łąk, łyk wody z antycznej studni, ale po tym cisza, jakby nic nie pozostało w pamięci i wino stało się odległym wspomnieniem. Próbujemy hiszpańskie Acustic, także białe, ale bardziej słoneczne, w barwie i smaku. Wyczuwam popołudniową barwę, słonecznego dnia, delikatną słodycz na podniebieniu. Wyobraźnia podsuwa mi obrazy żółtawozielonych owoców winorośli, dojrzałych cytryn i wypoczynku w ogrodzie z talerzykiem serów tuż obok. Obraz rozmywa się szybko, bo oto nadchodzi już kolejny bohater tego wieczoru - chilijskie Aresti. Wino w porównaniu z konkurentami, o cenie najniższej, ale czy przez to najmniej ciekawe  ? Barwa ciemna, gęsta i nieprzenikniona. Solidna budowa.
Aromat zaskakujący, niezwykle przyjemny do tego stopnia, że z żalem wypijam zawartość kieliszka.
Mówię głośno - maliny, bardzo świeże... Ale słyszę też głosy o jeżynach. Jesteśmy zatem zgodni, co do leśnych owoców i mam wrażenie, że o taki właśnie efekt, chodziło producentowi . Finisz niestety dość szybko się ulatnia. A może zmysł smaku mam już za bardzo rozdygotany, następującymi po sobie degustacjami. Po dłuższej chwili pojawia się francuski Medoc. No cóż, wypijmy go zatem i miejmy to za sobą, myślę sobie, jako wielki piewca wielkości win włoskich. Barwa, bardziej nieśmiała od chilijskiego kompana, również bukiet nie wprawił mnie w zachwyt, ale prawdziwa niespodzianka kryła się w smaku owego Chateau. Sosnowo żywiczny, a może balsamiczny, lekko pikantny, z wyczuwalną nutą imbirową. Terrior, piaszczysto wapienny, słyszę głos pana Komosy, a ja przywołałem sobie słowo - mineralny. O tak, wiele jest tutaj do odkrywania. Dobre na długie jesienne wieczory.  Sprawdzimy w domowym zaciszu ? Tak trudno było mi następnego dnia, poukładać sobie te wszystkie doznania. Pogodzić się z myślą, że pośpieszna degustacja w bardzo miłym towarzystwie, rozpraszana od czasu do czasu, potrzebą wykonania zdjęć, była muśnięciem zaledwie ich autentycznych cech. Ale będę przecież, tu wracał. Obiecuję to Wam i sobie. Tak. Myślałem o Niej w ten wieczór. Ile Jej  blasku byłoby tutaj ?... Ile usłyszałbym nowych i  pięknych określeń dla Wina ? I na pewno zostałbym jeszcze dłużej...

Panu Michałowi, dziękuję za merytoryczną korektę relacji i pozwolenie fotografowania klubu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiersz dla Renaty

Dzisiaj po raz ostatni pożegnaliśmy Renatę. Mąż z Amelką, najbliższa Rodzina, Przyjaciele, Znajomi... Po dłuższym namyśle, ośmieliłem się umieścić w blogu, mój pożegnalny wiersz dla Niej. Nawet jeśli okaże się, że nie jest to dobry wiersz, a tylko ulepione w smutku proste słowa... Renato. Byłaś mi wielkim światłem, za którym podążałem ślepy. Ufając Tobie, że zmierzamy ku słońcu. Byłaś mi szczęściem, co nie zna granic. Przyjaźnią, której końca nie ma. Dotykiem ciepła, które tulę w sobie. Śpiewem flamenco, pod błękitnym niebem. Kielichem wina , odkrywanym powoli. Zapachem łąk wdychanym wieczorem. Muzą, natchnieniem nad białą kartą. Drgającą barwą w obrazie Van Gogha. Szeptem, który serce pieści. Wolnością, która nie boi się śmierci. Dzisiaj czuję chłód. Twoje światło zgasło. Teraz, gdy zmrok zapadł tak nagle. Rozpraszam noc, moim własnym światłem. Ujmuję Twą dłoń i ostrożnie prowadzę. Ku słońcu... Bardzo proszę osoby odwiedzające małe formaty, o

Wiedeń - nieoczywisty.

 O Wiedniu już zwyczajowo mówi się, jako o mieście z magicznym klimatem. A wiele głosów twierdzi, że panuje w nim nadal- historyczna aura CK monarchii. Postanowiłem to sprawdzić i dzisiaj zapraszam na wstęp do kilkudniowej wrześniowej wędrówki po gargantuicznej stolicy Austrii.   Głównym celem wyprawy była ( co było oczywiste wyłącznie dla mnie) - Albertina z gigantyczną kolekcją grafik. Owszem, wyeksponowane są tutaj słynne dłonie Dürera i zając. Odrobina Rembrandtów, kilka zachwycających szczegółowością grafik Pietera Bruegela Starszego,  ale jak na szumne opisy zbiorów, na stronie Albertiny - opuściliśmy jej progi z dużym niedosytem.  Dość nieoczekiwanie jednak pojawiła się możliwość odwiedzenia wiedeńskiego Arsenału. Miejsca dość niezwykłego i  nieoczywistego, jak przystało  na popularne cele na mapce turystycznych peregrynacji po Wiedniu. Ale, o tym napiszę już więcej w kolejnym wpisie.  Albertina                                                         Kunsthistorishes Museum    

Portret ze Światłem. Wspomnienie o Renacie Glubowskiej

Renata  29.06.2011 Wyobrażałem sobie ten lipiec. Pielęgnowałem w głowie myśl o nim. Jaki będzie ? Okrągły rok oczekiwania. Niecierpliwie przyglądałem się z  balkonu wielkopłytowego bloku - drzewom, trawie, kwiatom a  niekiedy ptakom.Wszystko wokół, nagle ożyło i głośno domagało się swoich praw. Psy w trawie i na chodnikach, koty ukryte pod samochodami, ptaki w powietrzu, kolory i zapachy lipca. Na ścieżce prowadzącej do parku, znów pojawiły się rowery i pojawili się też ludzie. Właśnie w tej kolejności. Ta kolejność była dla Renaty, jakoś ogromnie ważna. - A co zobaczyłeś najpierw ? Rower czy mnie ? Obserwuję te rowery jakbym chciał zobaczyć ten jeden. Ten pomalowany Jej ręką, stary miejski holender. Naturalnie wiem, jak daremne są to usiłowania. Zobaczyć ten rower i poznać osobę tak cudownie opierającą się rzeczywistości, hałaśliwemu tu i teraz, osobę wręcz eteryczną - to prawdziwy dar. Na całe życie. Paradoksalnie wiedziałem o tym od pierwszych chwil, kiedy pojawiłem się z