Przejdź do głównej zawartości

Bardolino Salvalai , jesiennym wieczorem...







Próbowałem dobrać wino, które byłoby odpowiednie na listopadowe, zaduszkowe wieczory.
Na nastrój z którym się nie rozstaję i rozstać nie potrafię.
Główne kryteria wyboru- miało być włoskie, gładkie, bardzo spokojne i czerwone.
Zaczytywałem się w opisach cech, odwiedzałem strony rozmaitych "cantin",
słuchałem rad znawców, a przy tym jeszcze nie chciałem rujnować sobie wątłej kieszeni.
Od dłuższego już czasu sięgam głównie po wina  czerwone. Wydaje mi się, że tak wiele
jest do odkrywania w tej szlachetnej i symbolicznej barwie.
Wreszczie zdecydowałem się sięgnąć po butelkę Bardolino Classico.
Przez samego producenta Cantine Salvalai, klasyfikowane tuż za wysoką półką z wybornymi
trunkami serii Le Riserve. Wytwarzane w prowincji Werona z gron rosnących na morenowych
stokach okalających polodowcowe jezioro Garda. Na budowę tego wina składają się trzy szczepy :
Corvina Veronese jako główny składnik ciała i barwy, to zawartosć 60%, pozostałe to La Rondinella
- długowieczność i Molinara odpowiadająca za aromat.
Salvalai, ręczy przed nami całą swoją, prawie stu pięćdziesięcioletnią tradycją, że wszystkie grona
przeznaczone do produkcji, zbierane są ręcznie. Niektórzy sprzedawcy niepotrzebnie
wprowadzają nas w błąd, informując, że Bardolino Salvalai jest postarzane w dębowych beczkach. Po pierwsze, nie każdemu z nas, owy dębowy posmak odpowiada, a więc nie koniecznie
musi to być atutem wina. Po drugie, sama cantina Salvalai, pisze tylko o przechowywaniu wina
w stalowych kadziach przez okres ok 6 miesięcy, nie wspominając o beczkach ani słowem...
Czas najwyższy opisać samo Bardolino. Zacznę chyba od aromatu, który mnie wręcz zadziwił. Bardziej spodziewałbym się tutaj zapachu ciemnych owoców w rodzaju wiśni, czy malin ale z pewnością nie mocnej nuty cytrusowej! Odważę się nawet na porównanie z pomarańczą, choć za to spadnie może na moją głowę, prawdziwy grad krytyki od autentycznych znawców win włoskich. Kolor, gdybym chciał przełożyć go na język farb czy pigmentów, uzyskałbym wynik
powstały po zmieszaniu karmazynu z ultramaryną. Może nawet piękny, ale czy tak piękny,  jak
Chianti Da Vinci ? Jednak nie... Smak, pomimo tego, że takiego oczekiwałem, wydał mi się zbyt spokojny, za równy,  może nawet płaski, bez cienia niepokoju. Czegoś, o czego odkrywanie można by się pokusić, a na pewno odrobinę przynajmniej wysilić. Wyczułem tutaj wisnię, ale lekką, bardzo
świeżą i z pewnością jeszcze nie dojrzałą. Z nutką, no właśnie jednak owoców cytrusowych... Pozostaje mi jeszcze opisać finisz, który jednak objawił (dopiero on), zdecydowaną taniczność wina. Długo jeszcze czułem na języku, przyjemny orzechowo- migdałowy posmak. Czy jest zatem Bardolino, winem które będzie wiernym towarzyszem do jesiennej zadumy i szczęśliwych
wspomnienień ? Godnym odprawienia mistycznych Dziadów, Zaduszek ?... Myślę, że raczej nie.
Bardziej widziałbym to wino, jako kompana przy suto zastawionym stole niż bratnią, współczującą duszę. Wydaje się, że taki był też zamiar cantiny Salvalai. Ale ja staram się w winie, doszukiwać za każdym razem czegoś nowego, bardziej mistycznego właśnie, nie koniecznie czysto kulinarnego przeznaczenia. Zastanawiałem się nad oprawą, tłem dla wina i jego opisu.
Inspiracja pojawiła się nagle. Pojawiła się od Pani zbierającej liście w parku. Od Pani, która wspiera mnie duchowo od tak długiego już czasu, że pora abym wreszcie dzisiaj , okazał należną Jej wdzięczność za wszystko to, co robi dla mnie. I z tego miejsca serdecznie pragnę Jej podziękować za wsparcie, które otrzymałem od Niej i otrzymuję nadal, oraz inspirację do tych  zdjęć. I bardzo proszę, jednak sięgnąć po Chianti...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiersz dla Renaty

Dzisiaj po raz ostatni pożegnaliśmy Renatę. Mąż z Amelką, najbliższa Rodzina, Przyjaciele, Znajomi... Po dłuższym namyśle, ośmieliłem się umieścić w blogu, mój pożegnalny wiersz dla Niej. Nawet jeśli okaże się, że nie jest to dobry wiersz, a tylko ulepione w smutku proste słowa... Renato. Byłaś mi wielkim światłem, za którym podążałem ślepy. Ufając Tobie, że zmierzamy ku słońcu. Byłaś mi szczęściem, co nie zna granic. Przyjaźnią, której końca nie ma. Dotykiem ciepła, które tulę w sobie. Śpiewem flamenco, pod błękitnym niebem. Kielichem wina , odkrywanym powoli. Zapachem łąk wdychanym wieczorem. Muzą, natchnieniem nad białą kartą. Drgającą barwą w obrazie Van Gogha. Szeptem, który serce pieści. Wolnością, która nie boi się śmierci. Dzisiaj czuję chłód. Twoje światło zgasło. Teraz, gdy zmrok zapadł tak nagle. Rozpraszam noc, moim własnym światłem. Ujmuję Twą dłoń i ostrożnie prowadzę. Ku słońcu... Bardzo proszę osoby odwiedzające małe formaty, o

Wiedeń - nieoczywisty.

 O Wiedniu już zwyczajowo mówi się, jako o mieście z magicznym klimatem. A wiele głosów twierdzi, że panuje w nim nadal- historyczna aura CK monarchii. Postanowiłem to sprawdzić i dzisiaj zapraszam na wstęp do kilkudniowej wrześniowej wędrówki po gargantuicznej stolicy Austrii.   Głównym celem wyprawy była ( co było oczywiste wyłącznie dla mnie) - Albertina z gigantyczną kolekcją grafik. Owszem, wyeksponowane są tutaj słynne dłonie Dürera i zając. Odrobina Rembrandtów, kilka zachwycających szczegółowością grafik Pietera Bruegela Starszego,  ale jak na szumne opisy zbiorów, na stronie Albertiny - opuściliśmy jej progi z dużym niedosytem.  Dość nieoczekiwanie jednak pojawiła się możliwość odwiedzenia wiedeńskiego Arsenału. Miejsca dość niezwykłego i  nieoczywistego, jak przystało  na popularne cele na mapce turystycznych peregrynacji po Wiedniu. Ale, o tym napiszę już więcej w kolejnym wpisie.  Albertina                                                         Kunsthistorishes Museum    

Portret ze Światłem. Wspomnienie o Renacie Glubowskiej

Renata  29.06.2011 Wyobrażałem sobie ten lipiec. Pielęgnowałem w głowie myśl o nim. Jaki będzie ? Okrągły rok oczekiwania. Niecierpliwie przyglądałem się z  balkonu wielkopłytowego bloku - drzewom, trawie, kwiatom a  niekiedy ptakom.Wszystko wokół, nagle ożyło i głośno domagało się swoich praw. Psy w trawie i na chodnikach, koty ukryte pod samochodami, ptaki w powietrzu, kolory i zapachy lipca. Na ścieżce prowadzącej do parku, znów pojawiły się rowery i pojawili się też ludzie. Właśnie w tej kolejności. Ta kolejność była dla Renaty, jakoś ogromnie ważna. - A co zobaczyłeś najpierw ? Rower czy mnie ? Obserwuję te rowery jakbym chciał zobaczyć ten jeden. Ten pomalowany Jej ręką, stary miejski holender. Naturalnie wiem, jak daremne są to usiłowania. Zobaczyć ten rower i poznać osobę tak cudownie opierającą się rzeczywistości, hałaśliwemu tu i teraz, osobę wręcz eteryczną - to prawdziwy dar. Na całe życie. Paradoksalnie wiedziałem o tym od pierwszych chwil, kiedy pojawiłem się z