Przejdź do głównej zawartości

Nero di Troia. Kieliszek za Silvio.





Ponownie sięgnąłem po wino włoskie. A jednak !  Italia w potrzebie. Można powiedzieć, że znajduje się na krawędzi. Wielki Silvio odchodzi... Wieniec laurowy zsunął się z dumnego czoła starego satyra. Blask chwały dawno już zgasł. Lud Italii, wiwatuje na ulicach miast. Tylko czy, aby na pewno , jest się z czego cieszyć ? Czy  upadek cezara, może  uratować Rzym ?  Zastanowię się dzisiaj nad tym przy kieliszku Nero di Troia z Apulii. Sama nazwa szczepu sugeruje antyczne, greckie pochodzenie , zresztą większość winorośli z Apulii, została posadzona tutaj właśnie przez Greków. Producentami wina są Sebastiano i Carlo de Corato z Andrii, którzy postawili na nowoczesne metody wytwarzania win o wysokiej jakości. Stare winnice założone w roku 1900, przez seniora rodu Giuseppe, zostały zrekonstruowane w latach pięćdziesiątych, krzewy winorośli zostały przesadzone na nowo, doszło też kilka nowych szczepów, np bardzo popularne dzisiaj, Chardonnay czy Sauvignon Blanc. Stale polepszająca się jakość win, wkrótce sprawiła że firma Rivera stała się prawdziwą wizytówką regionu. Tutejszy terrior, to wapienno kamieniste gleby i winnice położone na niewielkich od 200  do 350 m.npm, wzgórzach. Ale wracam już do samego wina. Według słów producenta dojrzewało w stalowych tankach, przez prawie rok. Rocznik który mam przed sobą (2007), pełnię swoich szlachetnych walorów i dojrzałość, może ujawnić dopiero w 2012 roku ! Czytałem też o możliwej dacie 2018 ! Na tą drugą datę, przymykam łaskawie oko... Wybaczcie proszę, ale nie będę czekał tak długo. Nero di Troia Violante zbiera bardzo dużo pochlebnych recenzji. Z tym większą ciekawością odkorkowuję teraz butelkę. Podoba mi się już kolor korka, ciemnoczerwona okrągła "pieczęć" wina zdradza wysoką taniczność i mocną budowę. Starałem się wcześniej nie zakłócać sobie własnego osądu, czytaniem recenzji ekspertów. I wiem już, że postąpiłem słusznie... Spoglądam na barwę,  gęstą mocną purpurę z widocznym fioletowawym akcentem. Zdecydowanie naturalna i przywodząca na myśl cudowne, "zamszowe" grona czerwonych szczepów winorośli. Kołuję kieliszkiem i podziwiam łzy wina, leniwie spływające po ściankach. Ładnie, gładko z widoczną barwą. Z opisaniem aromatu, mam kłopot. Po wstępnym napowietrzeniu, wyczuwam maliny, bardzo wyraźnie. Pozwalam się winu, jeszcze uspokoić i ponownie pobudzam je do uwolnienia tajemnic aromatu, dłuższym kołysaniem. Co czuję teraz ?  Orzeźwiający wiśniowy zapach, trochę też kwiatowy, można by rzec wiosenny (szczep Nero di Troia zbierany jest  w październiku). Pora wreszcie na zetknięcie się ze smakiem Violante. Smak okazuje się być, bardzo złożony. Dojrzałe czereśnie z wyczuwalną wyraźnie czarną porzeczką. I ku mojemu zadowoleniu nie ma tutaj monotonnej gładkości, wręcz nudności smaku jaką wyczuwałem niedawno w Bardolino. Odrobina pikantnych przypraw którą odkrywam, jest chyba efektem wapiennych podłoży na których rośnie ten szczep, a może przeceniam rolę owego terrior ? Z pewnością, jest tutaj  jeszcze wiele do odkrycia, przez wrażliwe podniebienia. Finisz jest dla mnie, bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Jest bardzo długi, wręcz natrętny, sięgający gdzieś głęboko do wnętrza . Jeszcze kilka minut po wypiciu wina, miałem wrażenie, jak gdybym zjadł przed chwilą koszyk czereśni, a na deser rozgrzałbym się odrobiną peperoncino. Jest ciekawie, niepokojąco, barwnie. Dawno już nie miałem tylu nowych,zajmujących doznań po wypiciu wina. Ostatnio tylko przy Da Vinci Chianti... Dni pełne szczęścia... Ale nie odważę się na porównanie tych dwóch, w mojej ocenie wspaniałych win. Zbyt się od siebie różnią. Jeśli zapytacie mnie, jak Violante komponowałoby się z jedzeniem, odpowiadam - nie czyńcie tego. To byłaby profanacja dla tego wina. Spróbujcie zagłębić się w jego tajemnice bez towarzyszących mu potraw. Ja pozwoliłem sobie tylko, w połowie butelki na kawałeczek ciasta. Spoglądam na wino i śpiącego kota obok. Cisza i harmonia.Tak teraz się czuję.  Jeśli Apulia i cała Italia, będą wytwarzały nadal takie właśnie wina, choć już nie w beztroskim rytmie bunga bunga, Imperium nie upadnie nawet po odejściu cezara...

Opis powstał dzięki uprzejmości Pana Michała Rutkowskiego z klubwino.pl

Komentarze

  1. Zdjęcie butelki wina i śpiącego obok kota, wyciszyło moje wnętrze teraz i na następnych kilka dni.Będzie mi dużo łatwiej przejść przez kolejny tydzień z normalnego życia.Mój kot też mi w tym pomaga,choć nie jest aż takim koneserem win
    jak Robertowy futrzak.
    Di.Em

    OdpowiedzUsuń
  2. Di Em. Pozdrów ode mnie swojego futrzastego !

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wiersz dla Renaty

Dzisiaj po raz ostatni pożegnaliśmy Renatę. Mąż z Amelką, najbliższa Rodzina, Przyjaciele, Znajomi... Po dłuższym namyśle, ośmieliłem się umieścić w blogu, mój pożegnalny wiersz dla Niej. Nawet jeśli okaże się, że nie jest to dobry wiersz, a tylko ulepione w smutku proste słowa... Renato. Byłaś mi wielkim światłem, za którym podążałem ślepy. Ufając Tobie, że zmierzamy ku słońcu. Byłaś mi szczęściem, co nie zna granic. Przyjaźnią, której końca nie ma. Dotykiem ciepła, które tulę w sobie. Śpiewem flamenco, pod błękitnym niebem. Kielichem wina , odkrywanym powoli. Zapachem łąk wdychanym wieczorem. Muzą, natchnieniem nad białą kartą. Drgającą barwą w obrazie Van Gogha. Szeptem, który serce pieści. Wolnością, która nie boi się śmierci. Dzisiaj czuję chłód. Twoje światło zgasło. Teraz, gdy zmrok zapadł tak nagle. Rozpraszam noc, moim własnym światłem. Ujmuję Twą dłoń i ostrożnie prowadzę. Ku słońcu... Bardzo proszę osoby odwiedzające małe formaty, o

Wiedeń - nieoczywisty.

 O Wiedniu już zwyczajowo mówi się, jako o mieście z magicznym klimatem. A wiele głosów twierdzi, że panuje w nim nadal- historyczna aura CK monarchii. Postanowiłem to sprawdzić i dzisiaj zapraszam na wstęp do kilkudniowej wrześniowej wędrówki po gargantuicznej stolicy Austrii.   Głównym celem wyprawy była ( co było oczywiste wyłącznie dla mnie) - Albertina z gigantyczną kolekcją grafik. Owszem, wyeksponowane są tutaj słynne dłonie Dürera i zając. Odrobina Rembrandtów, kilka zachwycających szczegółowością grafik Pietera Bruegela Starszego,  ale jak na szumne opisy zbiorów, na stronie Albertiny - opuściliśmy jej progi z dużym niedosytem.  Dość nieoczekiwanie jednak pojawiła się możliwość odwiedzenia wiedeńskiego Arsenału. Miejsca dość niezwykłego i  nieoczywistego, jak przystało  na popularne cele na mapce turystycznych peregrynacji po Wiedniu. Ale, o tym napiszę już więcej w kolejnym wpisie.  Albertina                                                         Kunsthistorishes Museum    

Portret ze Światłem. Wspomnienie o Renacie Glubowskiej

Renata  29.06.2011 Wyobrażałem sobie ten lipiec. Pielęgnowałem w głowie myśl o nim. Jaki będzie ? Okrągły rok oczekiwania. Niecierpliwie przyglądałem się z  balkonu wielkopłytowego bloku - drzewom, trawie, kwiatom a  niekiedy ptakom.Wszystko wokół, nagle ożyło i głośno domagało się swoich praw. Psy w trawie i na chodnikach, koty ukryte pod samochodami, ptaki w powietrzu, kolory i zapachy lipca. Na ścieżce prowadzącej do parku, znów pojawiły się rowery i pojawili się też ludzie. Właśnie w tej kolejności. Ta kolejność była dla Renaty, jakoś ogromnie ważna. - A co zobaczyłeś najpierw ? Rower czy mnie ? Obserwuję te rowery jakbym chciał zobaczyć ten jeden. Ten pomalowany Jej ręką, stary miejski holender. Naturalnie wiem, jak daremne są to usiłowania. Zobaczyć ten rower i poznać osobę tak cudownie opierającą się rzeczywistości, hałaśliwemu tu i teraz, osobę wręcz eteryczną - to prawdziwy dar. Na całe życie. Paradoksalnie wiedziałem o tym od pierwszych chwil, kiedy pojawiłem się z