Przejdź do głównej zawartości

Seńorio de Alange. Czy wino może być holistyczne ?



Lubię kiedy wino mnie zaskakuje. Kiedy niczego o nim nie wiem. Nie mam całego bagażu z sobą, wiedzy innych. Żadnych sugestii, poszlak, wskazówek o tym jakie jest, czy jakie być powinno. Ale czym wino, a właściwie wina są dzisiaj ? W czasach post kulturowych, powszechnego relatywizmu wszystkich i wszystkiego dokoła. Jak trudno jest wino opisać teraz, pośród oceanu wspaniałych, pełnych oddania pasji, nie zawsze szczęśliwych jednak dla samego wina, określeń enologów i winomanów. Wzburzone fale nowomowy w opisach degustacji, recenzje w stylu fusion, skłoniły mnie do zastanowienia się jaką drogę obrać przy własnych opisach wina. Wina podzielone na zmanipulowane i te bez manipulacji, postmodernistyczne i te holistyczne. Ale czy wino w ogóle może być holistyczne ? Mogę postrzegać je holistycznie, tak jak postrzegam człowieka, ziemię, wodę czy powietrze bez potrzeby rozbijania wszystkiego na atomowe cząsteczki i dogłębnej analizy każdej z nich z osobna. Ale coś co jest holistyczne samo w sobie, przeczy mojemu rozumieniu tego pojęcia. Nawet gdybym pokusił się o poprawne potraktowanie wina zgodnie z regułami holizmu, to w przypadku tego trunku, nie jest to w ogóle możliwe. Musiałbym je pozbawić zapachu, smaku, koloru, być może emocji,  słowem zrobić z wina wodę.Wówczas mogę spojrzeć na nie holistycznie. No więc jak opisać wino dzisiaj, w aurze cudownej stylistyki new review wines, kiedy wina bywają oprócz tych holistycznych, "konceptualne, wibrujące - nie mineralne, sztuczne w percepcji - nie oleiste, o sztampowej ekspresji"? Czy podjąć rękawicę rzuconą przez koleżanki i kolegów po kieliszku i piórze ? Zanurzyć się i utaplać w modern hulance, orgii ze słowem czy też rzucić się do termalnych żródeł grafomańskich uniesień i ugniatać w cierpieniu zdanie po zdaniu niczym Flaubert ? Jak zmierzyć się z recenzjami w których czytam o symfonii smaku podbitej nutami torfu ? Moi drodzy interlokutorzy, czy próbowaliście kiedyś torfu ? Znam jego zapach, ale o smaku nie marzę wcale. Oglądałem kiedyś nie bez przyjemności, film o japońskim sommelierze, który sprowadzone z różnych apelacji Bordeaux,  próbki gleby zwyczajnie jadł, popijając przy tym naturalnie winem, w nadziei zrozumienia istoty win bordoskich. Czy posuwacie się aż tak daleko ? Czy też próbujecie być na czele w wojnie o nowe, pierwsze słowo w recenzjach, o owe doznanie extreme fusion płynące z abstrakcyjnych porównań, improwizacją językiem, bywa że w towarzystwie beczek wina, wsłuchanych w muzykę Mozarta, podczas dojrzewania. Z całym tym potokiem refleksji, bogatszy o nowe definicje, tak cudownie postnowoczesne, opiszę dzisiaj hiszpańskie wino z Estremadury. Wino pochodzi z apelacji DO Ribera del Guadiana z winnicy Palacio Quemada. Nie ma tutaj kupażu szczepów, jest tylko, albo aż 100% tempranillo, najbardziej rozpowszechnionego szczepu w całej Hiszpanii. Postawiono tutaj na bardzo nowoczesne techniki wytwarzania wina, ale nowoczesne nie znaczy jeszcze gorsze od tych tradycyjnych, może tylko pozbawione pewnej idei tworzenia wina w ogóle, ale to tylko mój własny pogląd. Poza standardowymi opisami producenta (Alvear), udowadniającego pozytywny wpływ prądów oceanicznych owiewających 520 metrowe wzgórza porośnięte winoroślą i czerwonej gliniastej glebie, niewiele mogłem znaleźć informacji o procesie powstawania win z Estremadury.  Crianza na etykiecie sugeruje, że wino to dojrzewało minimum przez rok w dębowych beczkach. Daruję sobie w tym miejscu rozważania skąd pochodziło drewno do wyrobu beczek. Francja czy Ameryka ?
A jeśli Ameryka to która ? itd. Michał z klubuwino.pl wręczając mi to wino, wspomniał tylko o jego dobrym zrównoważeniu. Będę próbował w tej równowadze, coś jednak znaleźć. Element wybijający się z holistycznej struktury. Jak mógłbym nazwać barwę ? Pełna. Z głębią, soczyście purpurowa, ale nie świeża, raczej dystyngowana, historyczna, widać tutaj wpływ beczki. Zupełnie odmienne doznania mam związane z aromatem, polifoniczny bukiet kwiatowy uderza już w pierwszy nos, połączony ze śladem malin. Przy drugim nosie, pojawia się wrażenie widzenia, czegoś co może być projekcją widma aromatu, tak przyjemnie jest intensywny. Smak jest prawdziwą walońską kopalnią skarbów. Dojrzałe wiśnie, gorzka czekolada, orzechy włoskie, czy papryczki Pimenton di La Vera Picante. Długi finisz z pobrzmiewającą pod koniec miodową nutką, dopełnia obrazu tego energetycznego wina. Nie ma tutaj mowy o wyczuciu obecności alkoholu, jest gładko, harmonijnie i zaskakująco ciepło na podniebieniu w okolicach połowy zawartości  kieliszka. Jeśli macie dość chłodu za oknem, ponurego dnia bez światła, zimy bez śniegu, widma czasów nadchodzących, przyjaciół nie w potrzebie, nudnej telewizji na Święta, usiądźcie wygodnie w fotelu z dobrą książką na kolanach ( ja z kotem) i zaczerpnijcie haust powietrza Estremadury prosto z butelki Seńorio de Alange. Czy jest zrównoważone ? Jak najbardziej ! Czy jest holistyczne ? Tak ! Jeśli zamieni się w wodę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiersz dla Renaty

Dzisiaj po raz ostatni pożegnaliśmy Renatę. Mąż z Amelką, najbliższa Rodzina, Przyjaciele, Znajomi... Po dłuższym namyśle, ośmieliłem się umieścić w blogu, mój pożegnalny wiersz dla Niej. Nawet jeśli okaże się, że nie jest to dobry wiersz, a tylko ulepione w smutku proste słowa... Renato. Byłaś mi wielkim światłem, za którym podążałem ślepy. Ufając Tobie, że zmierzamy ku słońcu. Byłaś mi szczęściem, co nie zna granic. Przyjaźnią, której końca nie ma. Dotykiem ciepła, które tulę w sobie. Śpiewem flamenco, pod błękitnym niebem. Kielichem wina , odkrywanym powoli. Zapachem łąk wdychanym wieczorem. Muzą, natchnieniem nad białą kartą. Drgającą barwą w obrazie Van Gogha. Szeptem, który serce pieści. Wolnością, która nie boi się śmierci. Dzisiaj czuję chłód. Twoje światło zgasło. Teraz, gdy zmrok zapadł tak nagle. Rozpraszam noc, moim własnym światłem. Ujmuję Twą dłoń i ostrożnie prowadzę. Ku słońcu... Bardzo proszę osoby odwiedzające małe formaty, o

Wiedeń - nieoczywisty.

 O Wiedniu już zwyczajowo mówi się, jako o mieście z magicznym klimatem. A wiele głosów twierdzi, że panuje w nim nadal- historyczna aura CK monarchii. Postanowiłem to sprawdzić i dzisiaj zapraszam na wstęp do kilkudniowej wrześniowej wędrówki po gargantuicznej stolicy Austrii.   Głównym celem wyprawy była ( co było oczywiste wyłącznie dla mnie) - Albertina z gigantyczną kolekcją grafik. Owszem, wyeksponowane są tutaj słynne dłonie Dürera i zając. Odrobina Rembrandtów, kilka zachwycających szczegółowością grafik Pietera Bruegela Starszego,  ale jak na szumne opisy zbiorów, na stronie Albertiny - opuściliśmy jej progi z dużym niedosytem.  Dość nieoczekiwanie jednak pojawiła się możliwość odwiedzenia wiedeńskiego Arsenału. Miejsca dość niezwykłego i  nieoczywistego, jak przystało  na popularne cele na mapce turystycznych peregrynacji po Wiedniu. Ale, o tym napiszę już więcej w kolejnym wpisie.  Albertina                                                         Kunsthistorishes Museum    

Portret ze Światłem. Wspomnienie o Renacie Glubowskiej

Renata  29.06.2011 Wyobrażałem sobie ten lipiec. Pielęgnowałem w głowie myśl o nim. Jaki będzie ? Okrągły rok oczekiwania. Niecierpliwie przyglądałem się z  balkonu wielkopłytowego bloku - drzewom, trawie, kwiatom a  niekiedy ptakom.Wszystko wokół, nagle ożyło i głośno domagało się swoich praw. Psy w trawie i na chodnikach, koty ukryte pod samochodami, ptaki w powietrzu, kolory i zapachy lipca. Na ścieżce prowadzącej do parku, znów pojawiły się rowery i pojawili się też ludzie. Właśnie w tej kolejności. Ta kolejność była dla Renaty, jakoś ogromnie ważna. - A co zobaczyłeś najpierw ? Rower czy mnie ? Obserwuję te rowery jakbym chciał zobaczyć ten jeden. Ten pomalowany Jej ręką, stary miejski holender. Naturalnie wiem, jak daremne są to usiłowania. Zobaczyć ten rower i poznać osobę tak cudownie opierającą się rzeczywistości, hałaśliwemu tu i teraz, osobę wręcz eteryczną - to prawdziwy dar. Na całe życie. Paradoksalnie wiedziałem o tym od pierwszych chwil, kiedy pojawiłem się z