Przejdź do głównej zawartości

Rioja. Marques de Riscal Proximo. Łagodna historia gładkiego wina.





Myśląc o Italii, przeważnie wyobrażam sobie butelkę chianti. Może kiedyś, będzie to akurat butelka Barolo, bądź Barbaresco...
Duże litery pojawiły się tutaj nie przypadkowo.
Z Francją zbyt wiele jest skojarzeń i zbyt zawiłych enologicznie . Niemcy - gewurtztraminer, nie znoszę tego zapachu. Hiszpania - jedno słowo - rioja.
Przygotowywałem się od dawna do napisania tego tekstu. Składałem sobie poszczególne wątki w nieuporządkowaną całość, przeglądałem opisy regionu Rioja , zdjęcia bodegi i hotelu zaprojektowanego przez Franka Gehryego. Zaczytywałem się w recenzjach, wnioskach i opiniach największych nosów winiarstwa. To jednak zupełnie niepotrzebny bagaż dla mnie i dla czytelnika tych słów. Tak łatwo przecież, można te wszystkie informacje znaleźć w internecie. Powiem więcej- można odbyć wirtualną wędrówkę po XIX wiecznych, kamiennych  piwnicach Marques de Riscal, podziwiając w widoku 360 stopni, półki z setkami szacownie zakurzonych butelek.
Właściciele bodegi nazywają swoje piwnice katedrą, miejscem świętym, gdzie nie ma miejsca na profanum, jest tylko sacrum, w 225 litrowych barricas i leżakujących tu w pełnej harmonii, butelkach.
Rioja w prawie 90 % składa się ze szczepu tempranillo, jako dopełnienie występują tutaj graciano i manzuelo.
Mógłbym napisać o tym winie wprost - jest rześkie, ale po pierwsze o winie nie da się pisać wprost, a tym bardziej prosto. Po drugie, rześkie znaczy mniej więcej tyle samo co dodające energii, wigoru. Może więc lepiej będzie przyjąć, że  jest pełne wigoru, polotu, pewnej ludowej skoczności ? Takie wino zza miedzy, od hiszpańskiego sąsiada na prowincji. Rok przeleżało sobie w dębowej beczce, kolejny w butelce, to dłużej niż crianza. Czy jest zatem winem ludycznym, odrobinę szorstkim, mocno tanicznym ?
Wręcz przeciwnie, to kraina  łagodności dla zmysłów. Jeśli tak, to czeka nas nuda i nic do odkrywania, wieczorową porą przy stole. Na szczęście do odkrycia jest tutaj aż za dużo. Tak wiele zapachów i smaków cudownie nie określonych. Bo co to znaczy powiedzieć o winie, że pachnie jagodą, truskawką i migdałami ? Wystarczy te kilka słów ? A gdyby tak wywąchać sobie tutaj, jeszcze wanilię, a dalej jakieś kwiaty z ogrodu ? Cudownego ogrodu...
Kwiaty. Jakie te kwiaty ? Właśnie nie wiem, myślę o tym i to jest  w winie najwspanialsze, że może będę już wiedział jutro, albo za rok, ale kiedyś będę już wiedział na pewno, jakie to kwiaty.
Przekornie rioja towarzyszy mi przy cieście z truskawkami. Nie mięsna potrawka, nie sery, ale ciasto właśnie. Ciasto leży sobie przede mną, pachnie w metalowej formie i pulsuje jeszcze ciepłem.
Zastanawiam się nad tym co napisać teraz o ustach. Wszelkie przeczytane wcześniej sugestie ku własnemu zadowoleniu, odłożyłem na bok. Bardzo wiele tutaj ukojenia, przyjemnego kołysania owocami malin na podniebieniu, bez śladu zadziorności, południowego ciepła czy ściągającej policzki taniczności. Świeżość i chłód tak wyczuwalne, że trudno uwierzyć w tą emblematyczną dla tego wina, beczkę. Końcówka jednak nazbyt krągła i gładka, bez tak lubianej przeze mnie lepkości. Ale czy wino powinno zawsze wyzwalać jakieś głębsze doznania, po czym  nastrajać wewnętrzne instrumenty wrażliwości ? Bywa, że potrzebny jest moment wyciszenia podczas wieczornej degustacji, spojrzenia przez ramię, w tył, za tym co było i przeszło - zdarzyło się i już się nie powtórzy. Zamiast południowego słońca, powiew wilgotnego wiatru ze wschodu. Spojrzałem dzisiaj wstecz, zrobiłem kilka kroków do tyłu, po to aby znów zobaczyć ten najpiękniejszy holenderski rower. Spróbować ponownie dokończyć opowieść o chianti da Vinci, a dalej już ,znów pomilczeć o tym.

Usłyszałem ostatnio, opinię prowokacyjnie rzuconą w twarz - Wino ?! Kto by pił, to świństwo ?!
Właściwie, ucieszyłem się z tych słów i tej wyrazistej deklaracji. To znaczy, że wino jednak się broni, nie jest towarem powszechnym i powszechnie zrozumiałym. Nie, nie ma go jeszcze w parkach i strefach kibica, nie jest towarzystwem dla poniewierających się wszędzie aluminiowych puszek po piwie. Nie bywa również kompanem przy grillowej biesiadzie na działkach. Wdzięczny Ci jestem, o wino, że jesteś bytem tak wymagającym dojrzałości i jednocześnie tak nie trwałym jak samo życie.

Jutro mecz dwóch potęg i winiarskich i jednocześnie piłkarskich. Hiszpania, czy Włochy ? Czy Hiszpanie z maestrią ruchów torreadorów, rozgromią dumne Imperium Romanum ? Czy też na odwrót, to but rzymskiego legionisty w osobie Mario Balotellego - (zwłaszcza po ostatnim zwycięstwie Rzymian nad Gotami ) zdepcze głowy Maurom i zapędzi na arenę Circus Maximus, jako gladiatorów ? Lud Rzymu, domaga się igrzysk ! Serce moje bije dla Hiszpanii, ale dusza wyrywa się sama w stronę Italii. Zatem, Forza Italia !!!

Post Scriptum.
Cesarstwo upadło !

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiersz dla Renaty

Dzisiaj po raz ostatni pożegnaliśmy Renatę. Mąż z Amelką, najbliższa Rodzina, Przyjaciele, Znajomi... Po dłuższym namyśle, ośmieliłem się umieścić w blogu, mój pożegnalny wiersz dla Niej. Nawet jeśli okaże się, że nie jest to dobry wiersz, a tylko ulepione w smutku proste słowa... Renato. Byłaś mi wielkim światłem, za którym podążałem ślepy. Ufając Tobie, że zmierzamy ku słońcu. Byłaś mi szczęściem, co nie zna granic. Przyjaźnią, której końca nie ma. Dotykiem ciepła, które tulę w sobie. Śpiewem flamenco, pod błękitnym niebem. Kielichem wina , odkrywanym powoli. Zapachem łąk wdychanym wieczorem. Muzą, natchnieniem nad białą kartą. Drgającą barwą w obrazie Van Gogha. Szeptem, który serce pieści. Wolnością, która nie boi się śmierci. Dzisiaj czuję chłód. Twoje światło zgasło. Teraz, gdy zmrok zapadł tak nagle. Rozpraszam noc, moim własnym światłem. Ujmuję Twą dłoń i ostrożnie prowadzę. Ku słońcu... Bardzo proszę osoby odwiedzające małe formaty, o

Portret ze Światłem. Wspomnienie o Renacie Glubowskiej

Renata  29.06.2011 Wyobrażałem sobie ten lipiec. Pielęgnowałem w głowie myśl o nim. Jaki będzie ? Okrągły rok oczekiwania. Niecierpliwie przyglądałem się z  balkonu wielkopłytowego bloku - drzewom, trawie, kwiatom a  niekiedy ptakom.Wszystko wokół, nagle ożyło i głośno domagało się swoich praw. Psy w trawie i na chodnikach, koty ukryte pod samochodami, ptaki w powietrzu, kolory i zapachy lipca. Na ścieżce prowadzącej do parku, znów pojawiły się rowery i pojawili się też ludzie. Właśnie w tej kolejności. Ta kolejność była dla Renaty, jakoś ogromnie ważna. - A co zobaczyłeś najpierw ? Rower czy mnie ? Obserwuję te rowery jakbym chciał zobaczyć ten jeden. Ten pomalowany Jej ręką, stary miejski holender. Naturalnie wiem, jak daremne są to usiłowania. Zobaczyć ten rower i poznać osobę tak cudownie opierającą się rzeczywistości, hałaśliwemu tu i teraz, osobę wręcz eteryczną - to prawdziwy dar. Na całe życie. Paradoksalnie wiedziałem o tym od pierwszych chwil, kiedy pojawiłem się z

Wiedeń - nieoczywisty.

 O Wiedniu już zwyczajowo mówi się, jako o mieście z magicznym klimatem. A wiele głosów twierdzi, że panuje w nim nadal- historyczna aura CK monarchii. Postanowiłem to sprawdzić i dzisiaj zapraszam na wstęp do kilkudniowej wrześniowej wędrówki po gargantuicznej stolicy Austrii.   Głównym celem wyprawy była ( co było oczywiste wyłącznie dla mnie) - Albertina z gigantyczną kolekcją grafik. Owszem, wyeksponowane są tutaj słynne dłonie Dürera i zając. Odrobina Rembrandtów, kilka zachwycających szczegółowością grafik Pietera Bruegela Starszego,  ale jak na szumne opisy zbiorów, na stronie Albertiny - opuściliśmy jej progi z dużym niedosytem.  Dość nieoczekiwanie jednak pojawiła się możliwość odwiedzenia wiedeńskiego Arsenału. Miejsca dość niezwykłego i  nieoczywistego, jak przystało  na popularne cele na mapce turystycznych peregrynacji po Wiedniu. Ale, o tym napiszę już więcej w kolejnym wpisie.  Albertina                                                         Kunsthistorishes Museum