Rozstawiam statyw, gdzieś nad rzeką w wysokich trzcinach. Kiwa się na wietrze. Później mocuję aparat. Stary, metalowy, ciężki do bólu kręgosłupa. Przed wyjściem z domu sprawdzałem jak działa. Jakieś trybiki wewnątrz terkotały równomiernie, płócienna migawka przesuwała się z głośnym trzaskiem. Działa, jest dusza wewnątrz.
Za oknem szaro, nieprzyjemnie, kot wraca szybko z balkonu i ogrzewa sobie łapy na moim ręku. Nie chciało mi się ruszać gdzieś z domu tego dnia. Ale wczoraj spotkałem O. Po wielu latach.
O szukała jakichś warzyw w miasteczku i nie mogła znaleźć. Szukała chyba długo.
Powiedziała mi, że czyta teraz Tajny Dziennik Mirona. To mnie uderzyło. Myślę o tym dzisiaj.
Ja tak się tym ucieszyłem, że nie sam go czytam i lubię, że zyskałem nowe siły do twórczego działania i pojechałem te dwadzieścia kilometrów za miasto.
Mam do zrobienia dwanaście klatek, taka jest objętość filmu. Marudziłem ,że to mało, a zrobiłem pięć. Wracam do analogowej fotografii, jej nieprzewidywalności., ziarna srebrowego, plastyczności obrazu i alchemii.
Komentarze
Prześlij komentarz