Miałem napisać dzisiaj o zapachu. Jakie ma dla mnie
znaczenie, w odbiorze wina.
Ale nie daje mi spokoju myśl o pewnej idei. Chodzi o
sprowadzanie wina pod strzechy. O
pisanie, o winie w niższych rejestrach, odbrązowienie go, zdjęcie
przyprawionej gęby przez pokolenia pijącej klasy wyższej, trunku dla elit.
Pierwszy był Michał.
Pełno światełek na mieście. Zadymka jak jasna cholera,
wysiadłem z tramwaju, w którym
usłyszałem dyskusję, o nie istnieniu gdzieś, na czymś, w
czymś. W internecie. Fejsbuku. Word podkreśla mi słowo - „internecie". Dla Worda
nie ma internetu. Całego.
Idę zatem Kościuszki, boleśnie świadom własnego niebytu .
Prawie na oślep przeciskam się w przedświątecznym korowodzie
postaci i marznę. Marznę bo to chyba śnieg i niepogoda. Może deszcz, a na pewno
zima i święta. Bez wina przecież nie można. No
nie da się zwyczajnie.
Skręcam do Michała, a tutaj cichutko, przytulnie i ciepło
bije po spieczonej mrozem i niebytem gębie od samiuteńkiego progu.
Przy barku kilka osób
rozkoszuje się zawartością kieliszków. Panie przyglądają mi się
ciekawie, bo już wyciągam aparat z torby. Spokojnie, dzisiaj tylko butelkom.
Michał z rozbrajającą szczerością rzuca mnie na łopatki –
– Zatoczyłeś koło prawda ?
Nie było możliwości wykręcenia się, wypału celną ripostą i
dociśnięcia adwersarza do ściany.
Owszem zdarzyło się trochę spotkań, czasem zwarć z winami,
ale o tych zwyczajnie grzech wspominać, nawet przed sobą samym. No to tak,
zatoczyłem koło i przyszedłem tutaj. Poczytałem trochę, połamałem głowę nad
misterną konstrukcją opisów win pani Ewy. Zachłysnąłem się tą swobodą
pisania i picia, tą dezynwolturą wobec
wina, tym że może być „pojechane” i nic mu to nie szkodzi, że nie zawsze trzeba
w wysokich rejestrach o winie. Zestawiłem to z własnymi pisaniami, swobodnym potokiem refleksji z pokątnych podpijań
i niuchnięć. Głównie przy książce.
Opowiadam o tym Michałowi, a ten na to, że wino powinno
zejść wreszcie pod strzechy, być
bardziej przystępne, że wino to nie tylko dla Ąckich. To
znaczy co ? Typ w podkoszulku i spodniach od dresu z plakatu o przemocy w
rodzinie, nagle odrzuca browarek, pilot telewizora, przerywa lanie dziatek i
żony i sięga po Barbaresco ? Trudno to
sobie wyobrazić dzisiaj. A poza tym wino u mnie, nie jest winem pod strzechą ?
Wtedy jeszcze o tym nie myślałem, odtajałem powoli i
przywoływałem z pamięci zaprogramowaną formułę.
Odbezpieczam najcięższą kartaunę i wypalam do Michała.
-
Włoskie, czerwone z mocnym aromatem. Takim żeby zachwycił...
Kogoś.
Miałem do wyboru jeszcze Francję, ale nie , jeszcze nie
teraz.
Święta przeminęły z naturalną dla siebie szybkością. Potrawy
popijane bułgarem i francuzem. Tego drugiego dostałem od młodzieży pod choinkę.
Oba niezłe.
Valpolicella potrzebowała innego czasu na otwarcie , może
własnej przestrzeni do rozmyslań. Może ten czas nadszedł właśnie teraz.
Mówi się często, że wino ma mocną strukturę, budowę, ciało.
Ja chyba na dobre pożegnam te
wygniecione do granic wytrzymałości określenia. Pochodząca z
regionu Veneto Valpolicella jest winem zwartym, niezwykle stabilnym, scalonym,
zupełnie jak betonowa płyta mojego bloku.
Otwarte we wtorek, tym samym okazuje się być w sobotę –
zapachem pełnym nowych
doznań. Tak zapachem, nie aromatem. Aromat zostawiam
ekspertom. Piję wino pod
strzechą, mam zatem pełne prawo do zapachu.
Opowiadałem w pracy o winie, o zapachach. Tytoń. Smoła.
Czekolada.
A. z cudownym wstrętem reagowała na te historie.
Zapytała o wina z zapachem owoców, może kwiatów. I to jest
właśnie to wino. Jeśli kocham ogród, jego głębokie kolory i zapachy – znów
zapachy, to znajduję je właśnie tutaj.
Kilka słów o energii. Podziwiam kunszt twórców tego wina za
nadanie mu takiej siły.
Barwy stają się żywsze, dźwięki muzyki miękkie, płynne,
czcionki w książce ostrzejsze.
Kot ciszej domaga się żarcia. Wspomnienia stają się bardziej
znośne.
I ani słowa o alkoholu, jego jakby tutaj nie było. Bezwietrznie, gładko, kieliszek.
Potem drugi. Żal rozstania w pustej butelce. Cisza, radosny byt płynu w żyłach,
oceniony przez Parkera na 89 punktów. Ale co tam Parker. Ważna jest magia. A
jeśli jest w tym winie, to nie może być mowy o niższym rejestrze.
Nad blokowiskiem - tymi cudownymi cementowymi strzechami,
rozlewa się ciemność. Noc długa, zimowa. Wyglądam oknem, dużo bieli nagle.
Okularnik z klatki obok odśnieża chodnik. Sporadycznie pomaga. Raczej bez
stałego zajęcia. Teraz odśnieża, a jesienią uprząta liście. Robi to dla mieszkańców. Dla nas, dla idei i
ideowych podstrzechowców z bloków.
Bywa, że widzę go zawianego. Latem leży pod drzewkiem. Żona
w wejściu do bloku, wyczekuje w kapciach. Ideą jest wówczas butelka.
Myślę o tym sprowadzaniu wina pod strzechę spoglądając na
sufit, wylany z gierkowskiego betonu, zawieszony tuż nad głową.
Miałem dzisiaj napisać o zapachu.
Hmmmm... "Żal rozstania w pustej butelce". Skądś to znam... I Kościuszki... też znam :-))) Nigdy tam jeszcze nie byłam... Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńCieplej się robi na duszy, kiedy widzę, że tutaj czasem zaglądasz Moniko.
OdpowiedzUsuńRozstania i powroty. Co pamiętamy bardziej ?
Pozostaje czasem pusta butelka i biel kartonu, płótna, czegokolwiek co wypełniamy kolorami A kolory, zupełnie jak marzenia.
Moniko wiosna nadchodzi. Słyszałem dzisiaj ptaki.
Pozdrawiam ciepło )
Robert!!! Twoje słowa to jak balsam dla mojej duszy! Dziękuję za tyyyleee miłych słów :-) Tak, wiosna idzie... Już ją powoli słyszę :-))) Dobranoc :-)
OdpowiedzUsuńMoje pomazańce to zwykłą amatorszczyzna. Dobranoc :-)