Przejdź do głównej zawartości

Sztu(cz)ka z nożyczkami

Tuż przed. Krótka chwila na zrobienie zdjęcia scenografii.

Piotr Lauks jako komisarz, "zaatakowany " w foyer
Pojawiłem się w teatrze w niedzielę. Nie będę ukrywał , że przez przypadek. Dlatego nie traktujcie proszę poniższych słów zbyt poważnie. Żaden ze mnie teatroman czy teatrolog. Widz zwyczajny, do tego odwiedzający teatrum, niezwykle rzadko. Ale właśnie moje przypadkowe odwiedziny tutaj, pozwoliły mi na zachowanie pewnego dystansu do tego, co działo się na scenie i wokół niej. Sztuka, grana, a może za grana do bólu, przez dekadę, od 99 roku, z nożyczkami w tytule. Spodziewałem się pustych miejsc na widowni, a siebie samego widziałem już ziewającego w fotelu i popijającego niespiesznie (ukradkiem), soczek Pysio z miniaturowej buteleczki. Nagle okazało się, że teatr wypełniony jest do ostatniego miejsca widzami, a ja przecieram oczy ze zdumienia , a przy okazji obiektyw aparatu, który i tak wypatrzyła czujna pani bileterka. Sztuka zagrana z werwą, żywiołowo z dużym entuzjazmem . Owszem nie obyło się bez dobitnie wypowiadanych nazw możnych sponsorów teatru. Ale to taki znak czasu, powinienem się przyzwyczaić, ale chyba jednak nie potrafię. Jak to w komediach bywa, nie obyło się bez gagów. Część z nich, niestety posiadała długą brodę, ale pozostałe zachwyciły mnie nawiązaniem do aktualnych wydarzeń społecznych w naszej ojczyźnie. Np, świetne nawiązanie do niedawnego zamieszania wokół nowego logo PZPN na Euro 2012, w wykonaniu jednego z bohaterów spektaklu Tonio Wziętego - w tej roli fantastyczny Jacek Łuczak - "Lato ?! - Co ?- Godło! " Część sztuki przenosi się w jakimś momencie do foyer teatru, ale jeśli jeszcze nie byliście na nożyczkowej komedii, nie będę ujawniał szczegółów. Myślę, że pomimo kilku niewyszukanych i nieświeżych dowcipów, wybrać się jednak warto. Po to, aby tak jak ja, zacisnąć mocno palce na poręczy fotela i przypomnieć sobie, że potrafię się jeszcze śmiać. Nawet jeśli trwa to tylko chwilę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiersz dla Renaty

Dzisiaj po raz ostatni pożegnaliśmy Renatę. Mąż z Amelką, najbliższa Rodzina, Przyjaciele, Znajomi... Po dłuższym namyśle, ośmieliłem się umieścić w blogu, mój pożegnalny wiersz dla Niej. Nawet jeśli okaże się, że nie jest to dobry wiersz, a tylko ulepione w smutku proste słowa... Renato. Byłaś mi wielkim światłem, za którym podążałem ślepy. Ufając Tobie, że zmierzamy ku słońcu. Byłaś mi szczęściem, co nie zna granic. Przyjaźnią, której końca nie ma. Dotykiem ciepła, które tulę w sobie. Śpiewem flamenco, pod błękitnym niebem. Kielichem wina , odkrywanym powoli. Zapachem łąk wdychanym wieczorem. Muzą, natchnieniem nad białą kartą. Drgającą barwą w obrazie Van Gogha. Szeptem, który serce pieści. Wolnością, która nie boi się śmierci. Dzisiaj czuję chłód. Twoje światło zgasło. Teraz, gdy zmrok zapadł tak nagle. Rozpraszam noc, moim własnym światłem. Ujmuję Twą dłoń i ostrożnie prowadzę. Ku słońcu... Bardzo proszę osoby odwiedzające małe formaty, o ...

Portret ze Światłem. Wspomnienie o Renacie Glubowskiej

Renata  29.06.2011 Wyobrażałem sobie ten lipiec. Pielęgnowałem w głowie myśl o nim. Jaki będzie ? Okrągły rok oczekiwania. Niecierpliwie przyglądałem się z  balkonu wielkopłytowego bloku - drzewom, trawie, kwiatom a  niekiedy ptakom.Wszystko wokół, nagle ożyło i głośno domagało się swoich praw. Psy w trawie i na chodnikach, koty ukryte pod samochodami, ptaki w powietrzu, kolory i zapachy lipca. Na ścieżce prowadzącej do parku, znów pojawiły się rowery i pojawili się też ludzie. Właśnie w tej kolejności. Ta kolejność była dla Renaty, jakoś ogromnie ważna. - A co zobaczyłeś najpierw ? Rower czy mnie ? Obserwuję te rowery jakbym chciał zobaczyć ten jeden. Ten pomalowany Jej ręką, stary miejski holender. Naturalnie wiem, jak daremne są to usiłowania. Zobaczyć ten rower i poznać osobę tak cudownie opierającą się rzeczywistości, hałaśliwemu tu i teraz, osobę wręcz eteryczną - to prawdziwy dar. Na całe życie. Paradoksalnie wiedziałem o tym od pierwszych chwil, kiedy po...

Warta w kwadracie

 Wybrałem się w okolice Księżych Młynów z wiernym Pentaconem Sixem, wiedziony ciekowością tego miejsca. Miałem też oczywiście w pamięci opowieść o nadwarciańskich krajobrazach, pogrążonych w mgłach listopada. I sprawdziłem. Szalenie nastrojowe miejsce. Na pewno godne odwiedzenia jeszcze nie raz.  Naświetlenie negatywu odbyło się wg. wskazań światłomierza ręcznego. Jak wielką przyjemność sprawiła mi pełna kontrola, nad zdjęciem w tym miejscu ? Precz z cyfrą ! Paszoł von wyświetlacze LCD itd. Warto czasem spojrzeć na świat przez zwyczajną szklaną matówkę. Nie potrzebuje zasilania- przepraszam, potrzebuje światła.