Przejdź do głównej zawartości

O wyprawie na Kołymę. Spotkanie z Jackiem Hugo Baderem w Łodzi




To miała być relacja. Ale czym są te standardowe formułki opisujące spotkanie z autorem ? Bywa, że bardzo często wieje od nich nudą. Także w moim blogu. Spotkanie z autorem "Dzienników Kołymskich", odbyło się w Poleskim Ośrodku Sztuki w Łodzi. Nie spodziewałem się zobaczyć takich tłumów wielbicieli książek i reportaży pana Jacka. Wiele osób musiało się zadowolić miejscem na podłodze ! Jacek Hugo Bader to postać doskonale znana, zwłaszcza czytelnikom Gazety. Jest autentycznym reporterem z krwi i kości. Szczery , bardzo otwarty i niesamowicie gawędzący o swoich licznych podróżach po najdalszych zakątkach, fascynującej Rosji. Nie potrafię i nie podejmuję się opisania tej barwnej postaci, zwłaszcza tego wszystkiego, o czym pan Jacek opowiadał podczas spotkania. Wśród licznych opowieści reportera , pojawił się także wątek szamański. Szamanizm, odradza się dzisiaj bardzo dynamicznie w syberyjskiej części Rosji. Zdarza się (coraz częściej), że na terenach zamieszkanych przez Jakutów, czy Czukczów, pełnią rolę lekarzy. Nikogo tam nie dziwi obecność szamanki bądź szamana nawet w szpitalach. Za radą jednego z nich, okładka najnowszej książki J. Hugo Badera, jest zielona. Podczas spotkania, jakby na potwierdzenie obecności szamańskiej mocy, towarzyszącej reporterowi, nagle gaśnie światło. Na stoliku pojawiają się świece, resztę sali obejmuje we władanie mrok, cichnie szmer głosów. Staje się Atmosfera, zaczyna Opowieść.  Mrożąca krew w żyłach baśń, z mroźnej krainy? Niestety to nie baśń, a opowieść o prawdziwym ludzkim dramacie. Dramacie wspólnym dla milionów ludzi, także dla nas, Polaków. Czuć kołymski chłód. Lodowym traktem, suną  kolumny zeczek i zeków, zwiezionych tutaj z połowy globu. Niektórzy mają płaskie twarze o ciemnych, skośnych oczach. To Japończycy. Przeżyją ?... To właśnie śladami skazańców, ofiar stalinowskiego terroru, wybrał się w fascynującą podróż, Jacek Hugo Bader.
Nie napiszę niczego więcej, po prostu, przeczytajcie " Dzienniki Kołymskie".
Warto również sięgnąć po wcześniejszy zbiór reportaży  pana Jacka pt. "Biała gorączka".



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiersz dla Renaty

Dzisiaj po raz ostatni pożegnaliśmy Renatę. Mąż z Amelką, najbliższa Rodzina, Przyjaciele, Znajomi... Po dłuższym namyśle, ośmieliłem się umieścić w blogu, mój pożegnalny wiersz dla Niej. Nawet jeśli okaże się, że nie jest to dobry wiersz, a tylko ulepione w smutku proste słowa... Renato. Byłaś mi wielkim światłem, za którym podążałem ślepy. Ufając Tobie, że zmierzamy ku słońcu. Byłaś mi szczęściem, co nie zna granic. Przyjaźnią, której końca nie ma. Dotykiem ciepła, które tulę w sobie. Śpiewem flamenco, pod błękitnym niebem. Kielichem wina , odkrywanym powoli. Zapachem łąk wdychanym wieczorem. Muzą, natchnieniem nad białą kartą. Drgającą barwą w obrazie Van Gogha. Szeptem, który serce pieści. Wolnością, która nie boi się śmierci. Dzisiaj czuję chłód. Twoje światło zgasło. Teraz, gdy zmrok zapadł tak nagle. Rozpraszam noc, moim własnym światłem. Ujmuję Twą dłoń i ostrożnie prowadzę. Ku słońcu... Bardzo proszę osoby odwiedzające małe formaty, o

Wiedeń - nieoczywisty.

 O Wiedniu już zwyczajowo mówi się, jako o mieście z magicznym klimatem. A wiele głosów twierdzi, że panuje w nim nadal- historyczna aura CK monarchii. Postanowiłem to sprawdzić i dzisiaj zapraszam na wstęp do kilkudniowej wrześniowej wędrówki po gargantuicznej stolicy Austrii.   Głównym celem wyprawy była ( co było oczywiste wyłącznie dla mnie) - Albertina z gigantyczną kolekcją grafik. Owszem, wyeksponowane są tutaj słynne dłonie Dürera i zając. Odrobina Rembrandtów, kilka zachwycających szczegółowością grafik Pietera Bruegela Starszego,  ale jak na szumne opisy zbiorów, na stronie Albertiny - opuściliśmy jej progi z dużym niedosytem.  Dość nieoczekiwanie jednak pojawiła się możliwość odwiedzenia wiedeńskiego Arsenału. Miejsca dość niezwykłego i  nieoczywistego, jak przystało  na popularne cele na mapce turystycznych peregrynacji po Wiedniu. Ale, o tym napiszę już więcej w kolejnym wpisie.  Albertina                                                         Kunsthistorishes Museum    

Portret ze Światłem. Wspomnienie o Renacie Glubowskiej

Renata  29.06.2011 Wyobrażałem sobie ten lipiec. Pielęgnowałem w głowie myśl o nim. Jaki będzie ? Okrągły rok oczekiwania. Niecierpliwie przyglądałem się z  balkonu wielkopłytowego bloku - drzewom, trawie, kwiatom a  niekiedy ptakom.Wszystko wokół, nagle ożyło i głośno domagało się swoich praw. Psy w trawie i na chodnikach, koty ukryte pod samochodami, ptaki w powietrzu, kolory i zapachy lipca. Na ścieżce prowadzącej do parku, znów pojawiły się rowery i pojawili się też ludzie. Właśnie w tej kolejności. Ta kolejność była dla Renaty, jakoś ogromnie ważna. - A co zobaczyłeś najpierw ? Rower czy mnie ? Obserwuję te rowery jakbym chciał zobaczyć ten jeden. Ten pomalowany Jej ręką, stary miejski holender. Naturalnie wiem, jak daremne są to usiłowania. Zobaczyć ten rower i poznać osobę tak cudownie opierającą się rzeczywistości, hałaśliwemu tu i teraz, osobę wręcz eteryczną - to prawdziwy dar. Na całe życie. Paradoksalnie wiedziałem o tym od pierwszych chwil, kiedy pojawiłem się z