Przejdź do głównej zawartości

Okruchy łódzkiego Fotofestiwalu

Wejście do willi Grohmana




Przechodnie w dzielnicy Shibuya. Kai Uwe Gundlach

Ambrotypy przedstawiające alter ego komputerowych graczy. Susan Evans

Wysublimowane kompozycje Arno Minkkinena

Heterotopia. Karsten Kronas

Maratończycy, Gosberta Gossmanna

Haftowane fotografie, Carolle Beniath

Portrety "gamers", autorstwa Bownika

Fantastyczna ażurowa konstrukcja na I piętrze

Tłumy w pokoju z pracami Gabora Kaszy
Tramwaj dowiózł mnie do willi Grohmana na główne wystawy Fotofestiwalu. Dociekliwi zauważą, że w drodze na ul. Tylną, zmieniła się pora dnia, ale muzealny tramwaj kursuje przecież raz w roku, poza miejscem i czasem. Właśnie owo poza, było w tym roku głównym motywem festiwalowym. "Out of Mind" i "Out of Life", w ramach tych haseł organizatorzy, pogrupowali wielu interesujących artystów, prezentujących swój punkt widzenia i odmienne techniki obrazowania, na takie terminy jak "iluzja, obsesja i fantazja " (Out of Mind), czy refleksje dotyczące postrzegania świata wykreowanego ( np wirtualnego)  a rzeczywistego (Out of Life). Mam pewne uczucie niedosytu, po wystawie. Spodziewałem się większej ilości prac, mając w pamięci ubiegłoroczny Fotofestiwal w Art Center. Zwiedzaniu wszystkich ekspozycji festiwalu, nie sprzyjało ich rozproszenie w centrum miasta.Wydaje mi się też, że główne hasła wystawy, mają zbyt płynne granice pojęć i wystawione w willi Grohmana , fotografie i instalacje video, można by było ( przynajmniej część), dowolnie przenosić z jednej kategorii do drugiej. Mimo wszystko, warto było się przyjrzeć z bliska i oddać kontemplacji, obrazom perfekcyjnie skomponowanym i wykreowanym. Największe wrażenie wywarły na mnie prace Gabora Kaszy. Powiększenia wykonane ze średniego formatu 6x6 i 6x7, wręcz przytłaczały precyzyjnym rozmieszczeniem elementów kadru, przestrzenią i barwą. Maratończycy, Gosberta Gottmana, ukazani na portretach jakich raczej nie zobaczymy w rubrykach sportowych gazet, to także świetne prace. Słowa uznania i wielkiej pokory dla talentu, należą się Bownikowi, twórcy z Poznania, którego portrety "gamers" i obrazy ich swoistych pokoi treningowych do sieciowych rozgrywek, wprawiły mnie w niekłamany zachwyt. Jestem wdzięczny organizatorom za ulokowanie głównej wystawy, właśnie w pełnej niesamowitej atmosfery XIX wiecznej willi. Relacja z wystawy to zbyt duże słowo, jak na kilka zdjęć zamieszczonych w blogu, ale może słowo impresja, będzie tutaj na miejscu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wiersz dla Renaty

Dzisiaj po raz ostatni pożegnaliśmy Renatę. Mąż z Amelką, najbliższa Rodzina, Przyjaciele, Znajomi... Po dłuższym namyśle, ośmieliłem się umieścić w blogu, mój pożegnalny wiersz dla Niej. Nawet jeśli okaże się, że nie jest to dobry wiersz, a tylko ulepione w smutku proste słowa... Renato. Byłaś mi wielkim światłem, za którym podążałem ślepy. Ufając Tobie, że zmierzamy ku słońcu. Byłaś mi szczęściem, co nie zna granic. Przyjaźnią, której końca nie ma. Dotykiem ciepła, które tulę w sobie. Śpiewem flamenco, pod błękitnym niebem. Kielichem wina , odkrywanym powoli. Zapachem łąk wdychanym wieczorem. Muzą, natchnieniem nad białą kartą. Drgającą barwą w obrazie Van Gogha. Szeptem, który serce pieści. Wolnością, która nie boi się śmierci. Dzisiaj czuję chłód. Twoje światło zgasło. Teraz, gdy zmrok zapadł tak nagle. Rozpraszam noc, moim własnym światłem. Ujmuję Twą dłoń i ostrożnie prowadzę. Ku słońcu... Bardzo proszę osoby odwiedzające małe formaty, o

Wiedeń - nieoczywisty.

 O Wiedniu już zwyczajowo mówi się, jako o mieście z magicznym klimatem. A wiele głosów twierdzi, że panuje w nim nadal- historyczna aura CK monarchii. Postanowiłem to sprawdzić i dzisiaj zapraszam na wstęp do kilkudniowej wrześniowej wędrówki po gargantuicznej stolicy Austrii.   Głównym celem wyprawy była ( co było oczywiste wyłącznie dla mnie) - Albertina z gigantyczną kolekcją grafik. Owszem, wyeksponowane są tutaj słynne dłonie Dürera i zając. Odrobina Rembrandtów, kilka zachwycających szczegółowością grafik Pietera Bruegela Starszego,  ale jak na szumne opisy zbiorów, na stronie Albertiny - opuściliśmy jej progi z dużym niedosytem.  Dość nieoczekiwanie jednak pojawiła się możliwość odwiedzenia wiedeńskiego Arsenału. Miejsca dość niezwykłego i  nieoczywistego, jak przystało  na popularne cele na mapce turystycznych peregrynacji po Wiedniu. Ale, o tym napiszę już więcej w kolejnym wpisie.  Albertina                                                         Kunsthistorishes Museum    

Portret ze Światłem. Wspomnienie o Renacie Glubowskiej

Renata  29.06.2011 Wyobrażałem sobie ten lipiec. Pielęgnowałem w głowie myśl o nim. Jaki będzie ? Okrągły rok oczekiwania. Niecierpliwie przyglądałem się z  balkonu wielkopłytowego bloku - drzewom, trawie, kwiatom a  niekiedy ptakom.Wszystko wokół, nagle ożyło i głośno domagało się swoich praw. Psy w trawie i na chodnikach, koty ukryte pod samochodami, ptaki w powietrzu, kolory i zapachy lipca. Na ścieżce prowadzącej do parku, znów pojawiły się rowery i pojawili się też ludzie. Właśnie w tej kolejności. Ta kolejność była dla Renaty, jakoś ogromnie ważna. - A co zobaczyłeś najpierw ? Rower czy mnie ? Obserwuję te rowery jakbym chciał zobaczyć ten jeden. Ten pomalowany Jej ręką, stary miejski holender. Naturalnie wiem, jak daremne są to usiłowania. Zobaczyć ten rower i poznać osobę tak cudownie opierającą się rzeczywistości, hałaśliwemu tu i teraz, osobę wręcz eteryczną - to prawdziwy dar. Na całe życie. Paradoksalnie wiedziałem o tym od pierwszych chwil, kiedy pojawiłem się z